• Link został skopiowany

Esportowy mistrz wraca z emerytury. "Jeszcze nie skończyłem"

W wieku 23 lat odwiesił myszkę na kołek i wydawało się, że esportowi fani nie zobaczą go już w zmaganiach. Teraz jednak wraca i jak sam mówi, ma jeszcze dużo do zrobienia.
Markus 'Kjaerbye' Kj?rbye
fot: Stephanie Lindgren/DreamHack

Markus "Kjaerbye" Kjærbye wraca z emerytury. W zasadzie trudno to nazwać emeryturą, bo Duńczyk potrzebował dziewięciu miesięcy, by ponownie stać się aktywnym graczem CS:GO. Niemniej jednak to wiadomość, która z pewnością ucieszy wielu sympatyków gry

Zobacz wideo Marcin Gortat i Bogusław Leśnodorski zainwestowali w żyłę złota. Biznes marzeń

Wyszedł po angielsku, odchodząc z najlepszego zespołu świata

W 2017 roku "Kjaerbye" sięgnął szczytu. Wraz z Astralis wygrał w pamiętnym finale Majora w Atlancie, pokonując przy tym polskie Virtus.pro. Duńczyk zdobył wtedy coś, o czym marzył i do czego dążył każdy profesjonalny zawodnik Counter Strike'a. Miał ledwie 19 lat. Na tamten moment był najmłodszą osobą, która tego dokonała.

Mimo ogromnego sukcesu kolejne miesiące dla Astralis nie były zbyt udane. Sam Kjærbye mocno zwątpił w całość projektu. Słabe wyniki przekonały go do zmiany barw i wyboru przyszłości w zespole lokalnego rywala, North. Nie byłoby w tym nic kontrowersyjnego, gdyby nie styl pożegnania ze starym składem. W trakcie okresu przygotowawczego "Kjaerbye" zostawił kolegów na lodzie, bez uprzedzenia, dokonując przenosin:

Doceniłbym, gdyby z nami porozmawiał, bo wciąż nie wiemy, dlaczego odszedł. Nie odpowiadał mi przez trzy dni. Ktoś zadzwonił do jego taty. Ten powiedział, że Markus jest chory i ma grypę. Wciąż nie wiedzieliśmy, czy podpisze kontrakt.

Tak w kwestii odejścia wypowiedział się kolega Duńczyka z Astralis, Nikolai "device" Reedtz. Sam ówczesny trener drużyny, Danny "zonic" Sørensen, napisał potem w swojej książce, że styl odejścia "Kjaerby'ego" był dla niego i całego zespołu poniżający. To właśnie Sørensen swego czasu przekonał organizację do ściągnięcia zawodnika, a ten w taki sposób mu się odpłacił.

Z nieba do piekła. Jak posypała się jego kariera?

Decyzja Kjærby'ego tylko krótkofalowo okazała się właściwą. Przez ponad dwa lata zdobył ledwie trzy trofea z North. Żadne nie umywało się rozmiarem do tego z Atlanty. W międzyczasie Astralis rozpoczęło swoją złotą erę. Owe dwa lata to czas ich dominacji. Wygrali trzy kolejne Majory, dokładając do tego multum innych osiągnięć. Napisali historię, jakiej nikt wcześniej nie stworzył i prędko nikt nie powtórzy.

"Kjaerbye" mógł być jej częścią. Zabrakło mu jednak wiary i cierpliwości. Przedwcześnie odpuścił, a niektórzy nazwą go tchórzem, który gdy tylko zobaczył płomień, uciekł, gdzie pieprz rośnie, zamiast próbować go gasić. Przyszłość i karma brutalnie go za to zweryfikowały.

Z North "Kjaerbye" rozstał się w 2020 roku. Projekt był dużym rozczarowaniem. Z aspiracji na czołowy duński zespół i gracza liczącego się na arenie międzynarodowej wyszły nici. Zawsze oglądali plecy Astralis, a sam Kjærbye z pewnością nie raz przygryzł przez to wargi do krwi. 

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

Kolejnym krokiem w karierze Duńczyka był FaZe Clan, ale nie miał tam przyszłościowej roli. Amerykańska organizacja tworzyła podwaliny pod dużą przebudowę. "Kjaerbye" spędził w nim kilka miesięcy. FaZe wygrał w tym okresie jeden turniej. Skromnie.

Renoma Kjærby'ego na scenie CS:GO podupadła. Nikt już nie pchał się drzwiami i oknami, byleby załatwić sobie jego podpis na kontrakcie. Zyskał miano i łatkę wyrzutka - gościa, który zuchwale odtrącił przyjacielską ręką, a teraz naiwnie liczył na uśmiech od losu. W okresie od marca do lipca 2021 roku współtworzył duńską sklejkę spod szyldu HYENAS. Dobrze znał tych graczy. Wszyscy liczyli na znalezienie organizacji i dalszy wspólny rozwój. Tak się jednak nie stało.

HYENAS nie odnosili zadowalających wyników. Nie radzili sobie nawet w mniej znaczących turniejach, co szybko podkopało ich motywację. W lipcu "Kjaerbye" podjął decyzję, która mocno zaskoczyła społeczność CS:GO. Duńczyk poinformował, iż kończy swoją profesjonalną karierę:

Czas, żeby powiedzieć "do widzenia" profesjonalnemu Counter Strike'owi nadszedł. Nie mam więcej motywacji, aby dalej rywalizować na najwyższym poziomie. Przyszłość mogę wiązać zarówno z grą jak i poza nią, czas pokaże.

Brzmiało to dość dosadnie i wydawało się, że mimo młodego wieku Duńczyka w aktywnej rywalizacji już nie zobaczymy.

Rozliczenie z przeszłością i powrót

Aż tu nagle, po dziewięciu miesiącach, "Kjaerbye" ogłosił na swoich social-mediach, że reaktywuje swoją karierę. Wielu internautów w to nie uwierzyło, głównie ze względu na datę, gdyż Kjærbye podał informację pierwszego kwietnia. To jednak nie jest żart. 23-latek naprawdę wraca do gry.

W wywiadzie dla Dextero z Luisem Mirą, zawodnik uargumentował swoją decyzję, opowiadając o okresie, który spędził po odejściu od CS:GO:

Byłem wykończony. Nie słuchałem swojego ciała, nie respektując przy tym własnej kondycji psychicznej. Kompletnie przemodelowałem swoje życie.
Teraz czuję się bardzo spokojny w rozgrywce. Podejmuję racjonalne decyzje. Czuję, że stworzyłem sobie najlepsze warunki do rywalizowania.
Znalazłem ścieżkę, na której mogę grać w Counter-Strike'a, jednocześnie będąc szczęśliwym i realizując swoje cele, ambicje czy aspiracje. Kocham swoje życie i po prostu chcę grać w CS:GO.

"Kjaerbye" kompletnie zmienił swoją rutynę. Uprawia dużo sportu, biegając nawet do 70 kilometrów tygodniowo. Zaangażował się również w działalność charytatywną, łącząc to z esportem poprzez organizację inicjatyw dla chorych dzieci. W jego życiu jednak nadal jest najwyraźniej miejsce dla Counter-Strike'a, skoro mimo wszystko podjął decyzję o powrocie. 

Obecnie jego przyszłość nie jest jeszcze znana. Nie ma konkretów odnośnie potencjalnego nowego zespołu, ale Markus Kjærbye ma szansę niedługo pojawić się ponownie w aktywnej grze. Jako zmiennika do turnieju RMR w Bukareszcie zgłosiło go bowiem Heroic. Oznacza to, że w przypadku niedyspozycji któregoś z ich graczy - na przykład przez wykrycie koronawirusa - to właśnie "Kjaerbye" wejdzie do aktywnej gry. Takie przypadki w ostatnich tygodniach zdarzały się kilkukrotnie, więc jakaś szansa na ponowne ujrzenie Duńczyka już niedługo istnieje. Nie zostaje nic innego, jak tylko trzymać kciuki za jego udany powrót. Miło jest widzieć, jaką drogę pokonał, aby odnaleźć w sobie potrzebny spokój oraz zapał do gry.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

  • Link został skopiowany
Więcej o: