Koniec esportowej legendy? "Wszyscy chyba dobrze wiemy, że nigdy nie wróci do gry"

Były czasy, kiedy nazywano go najlepszym snajperem w historii CS:GO. Pudła nie wchodziły mu w nawyk. A jednak mimo tylko sukcesów i osiągów dziś kompletnie odszedł w zapomnienie. Gdy już zaczął obniżać loty, wszystko przebiegło raptownie szybko.

Fani CS:GO doskonale pamiętają, w jaki sposób żegnano odchodzącego na emeryturę Christophera "GeT_RiGhT'a" Alesunda. Wrzawa wielotysięcznej publiki, zgromadzonej w Lanxess Arenie w Kolonii, emocjonująca przemowa i szczere łzy. W taki sposób prawdziwe legendy schodzą ze sceny - niezapomniane, w glorii chwały. A jednak Ladislav "GuardiaN" Kovacs takich zaszczytów się nie doczekał, mimo że współtworzył scenę Counter-Strike: Global Offensive praktycznie od jej narodzin. Po części sam sobie na to zasłużył, bo choć swego czasu królował, tak finisz jego historii wcale tak brawurowy nie jest. Co stało się ze słowacką legendą CS:GO?

Zobacz wideo Marcin Gortat i Bogusław Leśnodorski zainwestowali w żyłę złota. Biznes marzeń

Najlepszy na świecie (prawie)

W pierwszych miesiącach funkcjonowania sceny esportowej w CS:GO, "GuardiaN" nie miał stabilnego zespołu. W Słowacji nie było wystarczająco mocnych graczy, by Kovacs mógł kombinować coś nad złożeniem własnego składu. Bardzo szybko musiał przebierać w opcjach zagranicznych. Zaliczył parę krótkich epizodów, ale konkrety pojawiły się w grudniu 2013 roku. Wtedy to współpracę zaproponowało mu ukraińskie Natus Vincere.

To była wyjątkowo długa i na swój sposób romantyczna przygoda. "GuardiaN" spędził w NAVI niemal cztery lata, przez które wypracował sobie pewną markę. Został jednym z pierwszych tak klasowych, a zarazem regularnych snajperów. Nie obniżał lotów; cechowała go pewna ręka. Swego czasu do miana najlepszego AWP-era na scenie kandydował on i Francuz Kenny "kennyS" Schrub. Wyniki indywidualne Kovacsa nie przeszły zresztą bokiem uwadze opinii publicznej.

W 2013 roku po raz pierwszy trafił do rankingu 20 najlepszych graczy CS:GO roku. Wyczyn ten, jak się miało później okazać, powtarzał przez kolejne pięć lat. Najbliżej korony był w 2015 roku, kiedy to stanął na drugim podium. Przebił go tylko Olof "olofmeister" Kajbjer. 

Do tego Słowak dołożył kilka trofeów, zdobytych z NAVI. To wciąż było jednak za mało. "GuardiaN" celował wyżej, Natus Vincere zresztą też. Na dwóch Majorach z rzędu - DreamHack Cluj-Napoca 2015 i MLG Columbus 2016 - dochodzili do finału, lecz nie udawało im się sięgnąć szczytu. Zaczęto kombinować nad potencjalnymi zmianami.

NAVI sięga po "s1mpla"

Wybór w kwestii wzmocnienia padł na Aleksandra "s1mpla" Kostyliewa. Młodziutki Ukrainiec od paru lat uchodził za wielki talent, a realne umiejętności wreszcie zaprezentował w amerykańskim Team Liquid. Gdy jednak pojawiła się szansa powrotu do ojczyzny, nie wahał się. W sierpniu 2016 roku NAVI sfinalizowało jego transfer. Fani zareagowali z ogromnym optymizmem, ale w parze z tym szło jakże istotne pytanie - kto przejmie teraz rolę głównego snajpera?

Wyszło na to, że utrzymał ją "GuardiaN", a z "s1mpla" starano się uczynić rasowego zadaniowca, plastycznego w zależności od narzuconej sytuacji. Start odświeżonej formacji był naprawdę obiecujący, bowiem ta wygrała IEM New York 2016. Krótko potem machina się jednak zacięła. Częściową przyczyną był jawny konflikt interesów. Zarówno Kovacs jak i Kostyliew liczyli na bycie głównym AWP-erem. Obecność jednego mocno ograniczała drugiego. To podwórko było za małe dla ich dwojga:

Zanim przyszedłem do NAVI, miałem tylko jednego ulubionego gracza. Był nim "GuardiaN". Potem wszystko się zmieniło. Przestał być moim idolem. Nie przykładał się do gry. Powiedział, że odpalił grę dwa razy w okresie przygotowawczym. Teraz, kiedy odszedł, stara się wybielić.

To wypowiedź Kostyliewa po odejściu Kovacsa w lipcu 2017 roku. Natus Vincere zdecydowało się pozostać przy młodszym "s1mplu", ale "GuardiaN" nie narzekał na obraną ścieżkę. Słowak dogadał się z FaZe Clanem. Zupełnie zmienił środowisko, ale zaangażował się w projekt z rozległymi perspektywami i ogromnym budżetem. Ambicje na sukcesy były wysokie.

FaZe Clan wchodzi na scenę

"Guardian" został częścią struktury, którą FaZe planował podbić scenę CS:GO. W marcu 2017 roku do drużyny dołączył Nikola "NiKo" Kovac (zbieżność nazwisk przypadkowa, "NiKo" jest Bośniakiem). Słowacki snajper miał być finalnym elementem całej układanki. Na pierwsze sukcesy nie trzeba było długo czekać.

Jeszcze do końca roku FaZe Clan wygrał trzy duże kompetycje. Z kolejnym wiązali jeszcze większe nadzieje. Celowali w to co dla zawodnika CS:GO najważniejsze - w Majora. Dla "GuardiaNa" również była to kwestia honoru. Prześladowała go klątwa, przegrał w końcu aż dwa finały. Z NAVI mu nie wyszło, lecz z FaZe liczył na przełamanie.

Cały rok dla sceny otworzył ELEAGUE Major 2018, rozgrywany w Bostonie. FaZe szedł przez niego jak burza. Faza zasadnicza bez porażki. Potem gładkie wygrane na szczeblu ćwierćfinałów i półfinałów. I wreszcie nadszedł decydujący mecz - finał z Cloud9.

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

Zaczęło się nieźle, bo FaZe wygrał na wybranym przez rywala Mirage'u. Overpass nie poszedł już jednak po ich myśli i potrzebne było decydujące Inferno. Ta mapa przeszła do historii całego esportu. Znakomity finisz niezwykle zaciętego finału. Rezultat jednak niekorzystny dla FaZe. Clan przegrał go po dwóch dogrywkach. 

"GuardiaN" został pokonany w trzecim finale Majora w swojej karierze. W 2018 roku FaZe wygrało trzy duże turnieje, ale styczniowa porażka długo się za nimi ciągnęła. Zresztą niedługo potem forma drużyny podupadła. Zaczął się kryzys. 

Powrót syna marnotrawnego

Kolejne miesiące to syzyfowa pogoń za mianem światowej jedynki. FaZe słabło, zaczęły się zmiany, aż w końcu czas przyszedł i na "GuardiaNa". Furtkę dla Słowaka otworzył chyba najmniej spodziewany zespół. Piątego zawodnika szukało bowiem Natus Vincere. Ukraińcy znów postanowili zjednoczyć Kovacsa z "s1mplem". Dwa razy to tej samej rzeki się jednak nie wchodzi i NAVI szybko tego pożałowało.

"GuardiaN" kompletnie nie odnalazł się w nowej strukturze. Często dostawał szansę gry z AWP, ale jej nie wykorzystywał. Do tego drużyna była już skrojona pod Kostyliewa. "s1mple" stał się jej gwiazdą i liderem. Okazało się, że Kovacs nie oferuje już tej samej jakości jak przed laty. Jego styl był przestarzały, zbyt bezpieczny i mało zaskakujący. W porównaniu do nowoczesnej roli dynamicznego snajpera wypadał bardzo blado. 

NAVI podziękowało mu jeszcze w grudniu 2019 roku - w zespole spędził praktycznie dwa miesiące. Rozstanie z organizacją wiązało się z długą przerwą, która trwała praktycznie do 2021 roku. "GuardiaN" nie otrzymywał żadnych konkretnych ofert. Nie było chętnych na danie szansy nieco starszemu zawodnikowi, zwłaszcza po wtopie, jaką zanotował w NAVI.

Powrót Kovacs zaliczył w barwach Trident, które przeszło potem pod szyld Singularity. Wydawało się to całkiem sensowną opcją. Projekt bez presji, obudowany wokół młodych graczy i dwóch weteranów Natus Vincere - "GuardiaNa" i Denisa "seizeda" Kostina. Sielanka Słowaka nie trwała jednak długo. Choć grał nieźle, tak podpadł nowym kolegom. Jego nastawienie było nieakceptowalne i bardzo nieprofesjonalne, o czym wspomniał sam "seized":

Wydaje mi się, że nie powinienem tego mówić przed oficjalnym ogłoszeniem, ale Ladislav nie ma za grosz motywacji do gry w CS:GO. Przynajmniej teraz. Powiedział, że w tym roku nie chce grać, ale wszyscy chyba dobrze wiemy, że nigdy nie wróci do gry.

Tak mówił Kostin tuż przed oficjalnym wyrzuceniem Kovacsa z Singularity. Od lutego Słowak jest wolnym agentem. Jego kariera praktycznie kompletnie skostniała - została w nienaturalny sposób zamrożona. "GuardiaN" nie zaadaptował się do postępujących standardów. Najpierw przerósł go wpatrzony w niego jak obrazek "s1mple", a potem cała reszta. Młoda krew zdominowała scenę. Ewidentnie snajperowi brakowało również samozaparcia, o czym świadczą powtarzające się skargi na jego brak zaangażowania. W esporcie jest to niewybaczalne - musisz być cały czas aktywny, jeśli chcesz wbić się do czołówki. Kovacs został w zasadzie aktywnym w grze emerytem. Swoje zejście ze sceny odkładał długo, jednocześnie nie starając się walczyć o własną przyszłość. Czy jeszcze wróci? Raczej nie, choć być może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Tak czy inaczej mocno stracił na animuszu, który budował latami. Teraz jest niczym eksponat w muzeum CS:GO - zapomniany i zakurzony. 

Więcej o:
Copyright © Agora SA