Kibice w Katowicach go pokochali. On pokochał Polskę

Podbił serca wszystkich kibiców Spodka. Wygrał nie tylko trofeum, ale też sympatię fanów. Jak duński gracz stał się symbolem IEM Katowice 2022?

Zwycięstwo na IEM Katowice to marzenie każdego gracza Counter Strike'a. Z dziesięcioletnią tradycją wydarzenia związane są przeróżne historie, zarówno zwycięzców jak i przegranych. Finn "karrigan" Andersen brał udział w wielu z nich. Nigdy nie osiągnął jednak upragnionego sukcesu. Dwukrotnie dochodził do finału, ale nie było mu dane podnieść pucharu. Pogoń za sukcesem stała się jego obsesją.

Zobacz wideo Esportowe abecadło. Poznaj najważniejsze pojęcia w Counter Strike: Global Offensive

Weteran sceny CS:GO

Finn Andersen w CS:GO jest obecny od samiutkiego początku gry. Duńczyk to prawdziwy weteran zmagań w Counter Strike'u. Przez lata reprezentował barwy największych esportowych organizacji. Zaczynał od MOUZ i Fnatic. Potem przeniósł się do rodzimych zespołów, uzupełniając duńskie składy Copenhagen Flames, Team SoloMid oraz Astralis. Choć to właśnie w nich odnosił pierwsze poważne sukcesy, tak od 2016 roku wrócił do drużyn międzynarodowych. 

Markę wyrobił sobie właśnie jako lider drużyn anglojęzycznych. "Karrigan" zyskał miano jednego z najlepszych prowadzących na scenie CS:GO. Udowodnił, że rola in-game leadera ma ogromne znacznie w nowoczesnym Counter Strike'u. Na grę bowiem mają wpływ nie tylko zdobywane eliminacje, celność czy skuteczność poszczególnych graczy, ale także taktyczne rozpracowanie przeciwnika.

Andersen zawsze potrafił to robić. Jest graczem inteligentnym, który w zanadrzu ma multum zagrań. Potrafi umiejętnie rozstawić kolegów i przygotować ich do opracowanego planu. Myśli o kilka sekund szybciej od przeciwników, a to w CS:GO potrafi mieć niebagatelne znaczenie. Temu też choć Duńczyk nie należy do czołówki pod katem umiejętności mechanicznych, tak jego zmysł taktyczny cieszy się ogromnym i powszechnym szacunkiem wśród obserwatorów sceny.

Klątwa Katowic

"Karrigan" zna smak zwycięstw na najwyższym szczeblu. Na przestrzeni lat zdobywał różnorakie trofea. Wygrywał na moskiewskim EPICENTER, IEM Sydney czy ESL New York. W gablotce cały czas brakowało jednak tak prestiżowych i pożądanych Katowic.

A Duńczyk wielokrotnie był o włos od sukcesu. Tegoroczna edycja była dla niego ósmym występem w katowickim turnieju. Dwa razy dochodził do finału - w 2017 i 2018 roku. Oba decydujące mecze przegrał. Tak znakomity i zasłużony gracz wciąż gonił za sukcesem, który los stale od niego oddalał.

Wydawało się, że FaZe Clan z "karriganem" na czele nie przełamie swojej klątwy w tym roku. Zespół od początku nękały przypadki koronawirusa. Ten najpierw dopadł Robina "ropza" Koola, a tuż przed decydującą fazą z gry wypadł z kolei Håvard "rain" Nygaard. Najpierw Estończyka, a potem i Norwega zastępował Justin "jks" Savage. Sam fakt konieczności dowołania zastępczego gracza, stawiał FaZe w oczach wielu na przegranej pozycji.

Ulubieniec tłumu

Prawdziwi mistrzowie nie mogą się jednak chować za wymówkami. FaZe zawzięcie walczył w Katowicach o swoje. Przeszli wstępną fazę play-in bezbłędnie, by potem zakwalifikować się do ćwierćfinałów. Przed publicznością w Spodku nie zamierzali zwalniać z tempa. Łatwo wyeliminowali broniące tytułu Gambit. Trudności nie sprawił im również półfinał z Heroic. FaZe Clan szedł po sukces, dochodząc do finałowej pary.

Przez cały ten czas zespół jedynie rósł w oczach publiczności. Grali ładnie, bardzo zgranie i skutecznie. Choć występowali ze zmiennikiem, nie okazywali po sobie słabości. Niosła ich wizja spełnienia marzeń. Zwycięstwa, którym zapisaliby się na kartach historii CS:GO.

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

Sam "karrigan" jeszcze bardziej ocieplił wizerunek składu w oczach kibiców. Duńczyk jest dobrze znany ze swojej sympatycznej i ciepłej natury. Zawsze angażuje się w interakcje z publiką, motywując ją do dopingu. W tym roku skradł serca przede wszystkim polskich fanów, wychodząc na scenę w charakterystycznej, biało-czerwonej czapce. Jak się później okazało, podarował mu ją swego czasu bloger Damian "DD" Dąbrowski. Prowadzący FaZe nie mógł wybrać lepszego momentu na wyciągnięcie jej z szafy. Takie akcenty zawsze wywołują uśmiech na twarzy, zwłaszcza jeśli tyczą się kraju gospodarzy.

Cel osiągnięty

Finał FaZe z G2 Esports to jedno z najlepszych spotkań CS:GO, jakie Spodek kiedykolwiek widział. Choć starcie domknięto w trzech z możliwych pięciu map, tak emocje sięgały zenitu niejednokrotnie. W sumie potrzebne było sześć dogrywek, a sama mapa Mirage została najdłuższą pojedynczą grą, rozegraną w historii IEM-u Katowice (2 godziny i 6 minut). 

Finalnie to skład "karrigana" wyszedł ze zmagań zwycięsko. Duńczyk tuż po triumfie padł na kolana. Jego wieloletnie marzenie wreszcie się spełniło. Wylane łzy i pot przekuł w sukces, za jakim podążał przez całą karierę. Sukces, który wydawał się nie być mu danym. Cały Spodek skandował jego imię.

Trzeci raz byłem w finale w Katowicach. Powinienem był to wygrać w 2018 roku. Teraz wróciłem i zdobyłem to trofeum. Sen się spełnił. Polsko: kocham cię! To najlepsze doświadczenie w mojej karierze. Z tą publicznością, sytuacją w jakiej zostaliśmy postawieni to niesamowite. Powiedziałem sobie, że nie mogę znowu przegrać.

Sukces dla "karrigana" miał dodatkowo o tyle wyjątkowe znaczenie, że jego narzeczona jest Polką. Cały czas towarzyszyła mu i drużynie w trakcie zmagań w Spodku. Duńczyk nie krył po wszystkim wzruszenia, a zdjęcia zrobione w trakcie turnieju udowadniają, że obecność najbliższej mu osoby, tylko go uskrzydlała, prowadząc do upragnionego celu. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.