Franczyza w esporcie. Sposób na rozwój czy przekleństwo branży?

Model franczyzowy zagościł w esporcie na stałe i przyczynił się do profesonalizacji branży. Z roku na rok rozwiązanie jest jednak coraz mocniej krytykowane przez społeczność, która celnie wytyka błędy.

Esport rozwija się od przeszło dwudziestu lat.  Od tego czasu branża stała się jedną z głównych gałęzi branży rozrywkowej. Tempo postępu może być stymulowane poprzez wykorzystywanie wzorców z tradycyjnego sportu. To jednak nie zawsze kończy się powodzeniem.

Zobacz wideo Marcin Gortat i Bogusław Leśnodorski zainwestowali w żyłę złota. Biznes marzeń

Esport oparty na turniejach

Nietrudno spotkać się z opinią, że esport ogląda się najlepiej, gdy ten kręci się wokół dużych turniejów. Wtedy, gdy na największych scenach świata może zawalczyć każdy, nawet zespół złożony z amatorów, którzy pokazali się ze znakomitej strony podczas otwartych kwalifikacji. Bądź też zostali zaproszeni, gdyż w niekonwencjonalny sposób zwrócili na siebie uwagę organizatorów i społeczności we wcześniejszych, mniej prestiżowych rozgrywkach.

Esport w takim stanie pozwala na tworzenie pięknych opowieści. Opinia publiczna może poznawać nowych zawodników, których marzeniem jest przebić się z gier rankingowych na szczyty podium najważniejszych zmagań w harmonogramie. W historii zmagań w League of Legends było wiele takich przypadków

Team Empire, Moscow Five czy Gambit Gaming - nieważne pod jaką nazwą znacie ich najlepiej, niemal każdy sympatyk esportu sprzed dziesięciu lat kojarzy zespół złożony z Dariena, Diamondproxa, Alex Icha, Genji oraz EDwarda, znanego także jako GoSu Pepper. To drużyna, która zrewolucjonizowała sposób gry w MOBĘ od Riot Games, a wywodzi się przecież od ambicji piątki zawodników, którzy początkowo nie do końca za sobą przepadali.

Takich historii może powstawać coraz mniej. Nie tylko dlatego, że gracze w tym momencie na wylot znają gry, w których się specjalizują i większość taktyk została już wymyślona i sprawdzona w boju. Organizatorzy imprez odchodzą od otwartego prowadzenia rozgrywek, decydując się na bardziej profesjonalny model franczyzowy.

Model franczyzowy - rozwiązanie wprost z NBA

Franczyza to rozwiązanie doskonale znane wszystkim sympatykom sportów z Ameryki Północnej, koszykówki czy baseballu. Sposób działania omawianego modelu jest całkiem prosty. Właściciele rozgrywek są jednocześnie właścicielami praw do uczestnictwa w nich. Te wykupić mogą od nich drużyny, jednocześnie zyskując zdolność do wystawienia swoich graczy.

Z uwagi na koszty tzw. slotów, czyli opisanych powyżej praw do występowania w rozgrywkach, na taki wydatek mogą pozwolić sobie wyłącznie najgrubsze ryby branży. Udział wyłącznie rozpoznawalnych podmiotów z szerokim gronem fanów z miejsca zapewnia rozgrywkom popularność. Liczni miłośnicy poszczególnych zespołów skupiają się zatem wokół jednego punktu, dostarczając organizatorowi ogromny potencjał marketingowy. Wynikające z tego tytułu przychody mogą być ogromne i często organizator dzieli się nimi z uczestnikami.

Franczyza zapewnia uczestnikom rozgrywek o takim modelu znacznie większy komfort. I nie chodzi tutaj tylko o pieniądze. Drużyny zachowają prawo do występów w kolejnych sezonach. Niezależnie jak słabo wypadną, wykluczona jest ewentualność relegowania z rozgrywek na rzecz najmocniejszej drużyny ze zmagań niższej rangi.

Zapłać 10 milionów i graj, czyli franczyza w League of Legends

O modelu franczyzowym po raz pierwszy zrobiło się głośno w kontekście esportu przy okazji League of Legends, gdy ten został wprowadzony w północnoamerykańskich rozgrywkach LCS. Możliwość stania się częścią rozgrywek kosztowała 10 milionów dolarów.

Jak się okazuje, chętnych nie brakowało. Riot Games bowiem prowadziło selekcję, stawiając w pierwszeństwo drużyny mogące pochwalić się największą bazą odbiorców. Franczyza stała się przydatna dla zawodników - ci, którzy mieli szczęście wejść we współpracę z garstką wybranych formacji mogli spodziewać się ustalonej przez organizatora minimalnej wypłaty i wszystkich benefitów.

Nowości z pewnością wpłynęły pozytywnie na poziom życia zawodników. Wynikająca ze zobowiązań drużyny wobec organizatora stabilizacja pozwala zachować spokój i skupić się na grze, nie martwiąc się o środki na zaspokojenie podstawowych potrzeb swoich i najbliższych.

Rozwiązanie w ogniu krytyki

Jakkolwiek korzystna i przede wszystkim wygodna jest franczyza z perspektywy drużyn oraz garstki graczy, społeczność coraz częściej decyduje się na krytykę omawianego rozwiązania. Zarzuca się mu odebranie pierwotnego ducha esportu, gdzie szanse na wdarcie się na szczyt miał niemal każdy.

Pozostając w przykładzie League of Legends, obecnie głównym celem większości aspirujących zawodników jest dostanie się do najwyższej ligi danego regionu. W przypadku Ameryki Północnej jest to wspomniany LCS, zaś w przypadku Starego Kontynentu - LEC. Bariera jest jednak postawiona znacznie wyżej, niż przed wprowadzeniem omawianego rozwiązania. Wówczas istniała możliwość przejścia przez rozgrywki kwalifikacyjne, dziś trzeba liczyć na uwagę i ofertę współpracy od jednej z dziesięciu drużyn z danej ligi.

Ambitni gracze z potencjałem często zatrzymają się na etapie europejskich lig regionalnych. W tych też obowiązuje franczyza, jednak poziom wejścia dla organizacji jest znacznie niższy. Idzie to zazwyczaj w parze z niższym zainteresowaniem publiczności, a co za tym idzie - mniejszymi budżetami. Niezależnie od osiąganych wyników, grający w ERL-ach zawodnicy mogą napotkać szklany sufit w postaci ograniczeń ligowych. Nigdy nie przyjdzie im zmierzyć się z zawodnikami z czołówki Europy, nigdy nie pojadą na mistrzostwa świata. Rzecz jasna dopóki ktoś ze szczytu nie spojrzy na nich łaskawym wzrokiem.

W teorii zatem w LEC powinny występować drużyny, które dysponują odpowiednimi środkami do zatrudnienia najlepszych zawodników regionu. W rzeczywistości możemy obserwować takie przypadki jak tegoroczne Astralis, które przegrywa niemal wszystkie spotkania i można je śmiało uznać za słabsze niż poszczególne formacje z lig regionalnych. Franczyza broni jednak takie formacje przed utratą slota, gdyż stały się integralną częścią rozgrywek.

Jakie jest zatem rozwiązanie? Takie w przypadku League of Legends proponuje słynny użytkownik Twittera kryjący się pod pseudonimem LEC Wooloo. Sugeruje on zaprzestanie organizacji League of Legends European Championship i utworzenie w miejsce ligi nowych rozgrywek, do których mogą awansować najlepsze zespoły z europejskich lig regionalnych.

Dzięki temu nowa liga stanowiłaby miejsce rywalizacji dla faktycznie najlepszych drużyn w Europie. Zawodnicy, którzy nie mieli wystarczająco szczęścia, aby trafić do LEC, mieliby szanse na wyjazd na mistrzostwa świata, jeśli byliby w stanie na to zapracować. Dodatkowo rozgrywki miałyby nieco większy charakter narodowy, gdyż fani chętniej wspieraliby drużyny pochodzące z rodzimego regionu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA