Mentalność, przygotowanie czy zbyt silni rywale? Dlaczego esportowa Wisła zawiodła?

Wczorajszy dzień to kolejna smutna historia dopisana do księgi polskiego esportu. Wisła All in! Games Kraków nie podołała, odpając z play-inów do IEM Katowice 2022. Pora postawić przynajmniej częściową diagnozę tej klęski.

Cytując klasyka: "Koniec mistrzostw, do widzenia". Jak się okazuje, te słowa pasują już nie tylko do występów naszych piłkarzy, ale również i polskich graczy Counter Strike'a. Kolejny IEM Katowice i kolejna wpadka. Czwarty rok z rzędu w Spodku nie pojawi się żaden polski zespół. Pora wyciągnąć wnioski z poniesionej przez Wisłę All in! Games Kraków porażki. Niestety większość będzie negatywna, choć kilka pozytywów też się znajdzie.

Zobacz wideo Esportowe abecadło. Poznaj najważniejsze pojęcia w Counter Strike: Global Offensive

Rywale byli do pokonania

Od momentu rozlosowania czwórki, w jakiej znalazła się Wisła, mówiło się, że szanse awansu są jak najbardziej realne. W tamtym roku "Biała Gwiazda" trafiła znacznie gorzej, zbierając baty od Virtus.pro i Complexity. Tym razem los przydzielił osłabionych Ninjas in Pyjamas, wciąż niezgrane Fnatic oraz dręczone obniżką formy Copenhagen Flames. Finalnie Polakom przyszło się zmierzyć tylko z dwoma pierwszymi zespołami.

Format BO1 meczu z NIP mógł działać na korzyść Wiślaków. Tylko jedna mapa dawała bardziej renomowanemu rywalowi mniejsze pole do popisu. Dodatkowo wybrany został Ancient, na którym Wisła grała w ostatnim czasie bardzo często.

Początek był słaby, lecz udało się go obrócić we względnie przyzwoitą połowę po stronie CT. Za taką odbudowę można chłopaków pochwalić. Szkoda kilku prostych pudeł, jakie zaliczył Michał "snatchie" Rudzki. Snajper przeciwko Szwedom ogólnie się nie popisał, co z pewnością też wpłynęło na późniejszy rezultat, który to mocno skomplikował się w drugiej części spotkania.

Wisła zagrała bowiem miernie w roli terrorystów. Po wygraniu pistoletówki i paru kolejnych punktów Polacy kompletnie się zacięli. Brakowało bardziej stanowczych schematów, a do tego Wiślacy łapali się na wręcz banalne pułapki przeciwnika. To nie sprawdzono pozycji, to nie pokryto kolegi - wszystkie te pomyłki przełożyły się na beznadziejny finisz mapy, która to wpadła na konto Ninjas in Pyjamas. I na nic zdała się świetna forma Grzegorze "jedqra" Jędrasa i Kamila "Sobola" Sobolewskiego. Reszta składu nie dojechała z dyspozycją, przez co nawet tak przeciętni NIP potrafili sytuację odratować, zaczynając turniej od zwycięstwa.

Więcej treści esportowych na Gazeta.pl.

Z deszczu pod rynnę

W porządku - po meczu z Ninjas in Pyjamas pozostał niedosyt, aczkolwiek czuć było, że Polacy mają potencjał na rywalizację z tej klasy rywalami. Zwłaszcza pierwsza połowa zostawiła dobre wrażenia. To w niej Wisła pokazała pazur i zawzięcie, nie odpuszczając przeciwnikom.

Temu też wobec walki "o życie" z Fnatic nastroje nie były tragiczne (choć optymistyczne raczej też nie). Jeśli chce się zagrać na tak prestiżowej imprezie jak IEM Katowice, to trzeba rozprawiać się i z takimi zespołami. A czy Wisłę było na to stać? 

Nie, niestety nie. Nuke wybrany przez Wisłę był świadectwem żałości i rozpaczy. Na własnej mapie Polacy zdobyli cztery rundy, z czego tylko jedna to wygrana w momencie, kiedy rywal był kompletnie uzbrojony. Nie ma co się nad tym rozwodzić. "Biała Gwiazda" nie pokazała ułamka taktyk, jakimi błyszczała na Pinnacle Winter Series 1. To Fnatic gasiło wroga jak chciało, sprawnie zmieniając swoje rozstawienie i zagrania. Po prostu źle się to oglądało.

Na Inferno było o niebo lepiej, a i tak Wisła wypadła słabo. To właśnie pomyłki z mapy rywala najbardziej zabolały. Raz Polacy nadziali się na eco, potem nie wyrobili się na czas z podłożeniem bomby w praktycznie wygranej rundzie. Takie błędy poprzekładały się na finalną porażkę, chociaż sam skład w końcu zagrał równo pod kątem statystyk indywidualnych. Jeśli jednak popełnia się takie gafy, nie można liczyć się z najlepszymi w stawce zespołami. I Fnatic udowodniło to Wiśle, nawet samemu grając bardzo chaotycznie.

Zawiodło nastawienie mentalne?

Po definitywnej klęsce "Białej Gwiazdy" na twitterze rozpoczęły się dyskusje, w celu znalezienia przyczyn tak katastrofalnego rezultatu. Pojawiły się sugestie, że Polacy nie wytrzymali ciążącej na nich presji. W momencie, kiedy coś się sypało, nie potrafili oni podnieść się z dołka, a błąd gonił za błędem. Czy brak chłodnej głowy jest tutaj jednak właściwym i usprawiedliwiającym wytłumaczeniem?

Nie. Specyfika humorzastych kibiców polskiej sceny CS:GO to dobrze znany element rodzimej społeczności gry. Nie zmienia to jednak faktu, że w obliczu tak powtarzających się słabych wyników, fani też oczekują jakiegoś przełamania. W obecnych realiach zarówno sportowych jak i esportowych, psychologia odgrywa istotne znaczenie, dlatego trzeba nad nią pracować. Jeśli to konieczne nawet z pomocą specjalistów. 

Po tym poznaje się najlepszych. Skoro presja zjada polskich zawodników - którzy nota bene wcale nie są żółtodziobami - przy każdej większej kompetycji, to w jaki sposób polski Counter Strike ma wstać z kolan? To kolejny element przygotowania na takie okazje, a jeśli się o to nie zadbało, to trzeba liczyć się z konsekwencjami. Można spekulować, czy rzeczywiście w kluczowych momentach Wiślacy dali się przytłoczyć, ale to marna wymówka.

Małe plusy

Skoro mankamenty w większości zostały wyeksponowane, to pora na krótki segment pochwał. Krótki, bowiem nie można specjalnie chwalić drużyny, która przegrała wszystkie swoje mecze, odpadając zarazem z rywalizacji pierwszego dnia turnieju.

Na najsłodszą łyżkę z tej wyjątkowo gorzkiej zupy, jaką naważyła sobie Wisła, zasługuje Grzegorz "jedqr" Jędras. Na każdej mapie wyszedł on ze statystykami na plus - nawet na tym trefnym Nuke'u z Fnatic. Jędras inicjował również powrót w meczu z NIP, dominując na Anciencie. "jedqr" wziął na siebie ogromny ciężar, ale to było wciąż za mało, by uratować Wisłę z potrzasku. Tak czy inaczej zasłużył na wyróżnienie, bo dał z siebie wszystko. 

Wiślacy pokazali też upór. Ten co prawda w miarę postępu spotkań jakby się z nich ulatniał, ale zwłaszcza początki map były naprawdę niezłe. "Biała Gwiazda" nie dała się zdominować NIP, rozgrywając również przyzwoite zawody na starcie Inferno z Fnatic. Gorzej było z końcówkami, gdzie poszczególne momenty łamały charakter Polaków. Szkoda więc, że tej siły nie starczyło na więcej, choćby na honorową, jedną mapę.

Epilog

Po porażce z Fnatic na dość dłuższy wpis szarpnął się Mariusz "Loord" Cybulski. Szkoleniowiec składu przyznał, że rezultat przede wszystkim rozczarował samych zawodników. Zdaniem trenera porażka wynikła przede wszystkim z braku ogrania na tak klasowe zespoły:

 Oczekiwaliśmy czegoś zupełnie innego, wydawało nam się, że jesteśmy świetnie przygotowani, że indywidualnie każdy trzyma bardzo wysoki poziom, że wszystko jest teraz w naszych rękach. Myliliśmy się i to bardzo. Mecze o tak wysoką stawkę są zupełnie inną parą kaloszy.
Mówiąc wprost - brakuje nam ogrania na lepsze zespoły, brakuje nam ogrania na tak dużych turniejach a dziś również zabrakło mam chłodnej głowy i wyrafinowania. Te dwa ostatnie aspekty buduje się poprzez doświadczenie, regularne granie na mocne drużyny. Żeby je zdobyć trzeba przegrać sporo spotkań, poczuć na własnej skórze bolesny smak porażki.

Ma to pewne odzwierciedlenie w rzeczywistości, bo poza pamiętną wygraną z FURIĄ Wisła nie grywała na przeciwników z samej czołówki rankingu. Tyle że polskie drużyny nie bez powodu nie mają obecnie tego w zwyczaju. Ciągłe zmiany, konflikty i brak stabilizacji skutecznie obniżają jakość polskiej sceny, a co za tym idzie, okazji do gry z najlepszymi nie ma zbyt często. Kuriozalnie więc nasuwa się wniosek, że to nie fanom brakuje cierpliwości wraz zaufaniem, a włodarzom poszczególnych organizacji. Patrząc przykładowo na progres duńskie Copenhagen Flames na przestrzeni ubiegłego roku, projekt, który z czasem wyrósł z nasionka w piękne drzewo. Jeszcze kilka miesięcy temu Duńczycy byli niżej notowani od wielu polskich zespołów, tymczasem zdołali zakwalifikować się na Majora, a teraz zagrają w głównej fazie IEM Katowice. W Polsce nikt nie chce owego drzewka podlewać, tylko od razu zbierać owoce.

Powiedzmy sobie śmiało - obecny skład Wisły All in! Games Kraków to najlepsze na co polska scena może sobie w tym momencie pozwolić. IEM to brutalna weryfikacja, odzwierciedlenie tego ile jeszcze brakuje do powrotu na szczyt. Trzeba jednak z tej lekcji wyciągnąć wnioski. Oby na samych graczy zadziałało to mobilizująco. Polska drużyna w Spodku? Miejmy nadzieję, że za rok drodzy państwo. Miejmy nadzieję, że za rok. Na koniec jeszcze jeden cytat z wypowiedzi "Loorda", nieco bardziej napawający optymizmem:

Mimo wszystko, mimo dzisiejszego wyniku końcowego - pierwszy raz od dawna czuję, że mamy drużynę którą stać na wiele. Wierzę, że reszta chłopaków myśli podobnie. Cytując klasyka „potrzebujemy czasu" - a raczej potrzebujemy przegrać kilka takich spotkań o stawkę jak dziś, aby następnym razem wiedzieć jak reagować i nie powielać tych samych błędów. Wierzę, że stać nas na dużo więcej niż pokazaliśmy dzisiaj i mam nadzieję, że w niedługim czasie to udowodnimy.
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.