Jakub „kuben" Gurczyński: Tak. Każdy trener chciałby osiągnąć taki sukces, ale docelowo z tych zawodników, których mamy w składzie, chciałbym, aby w drużynie, która mogłaby bić się o Majora, zostało dwóch lub trzech. Trudno jest określić w tej chwili jak skład się zmieni. Jest spora szansa, że może w tym roku lub na początku przyszłego będziemy ulepszać skład, bazując na tym, który z graczy ma największy potencjał i który rozwinął się na tyle, że warto w niego inwestować. Czy tym składem możemy wygrać Majora? Uważam, że nie. Ale czy w tym składzie są osoby, które w przyszłości mogą wygrać turniej tej rangi? Jak najbardziej.
Docelowo miał być jeden dowodzący, jeden doświadczony gracz. Na obecną chwilę, mimo że Thomas "TMB" Bundsbæk jest najmłodszym graczem, to uważam go za najbardziej doświadczonego i najbardziej ogarniającego grę. Myślę, że ta duńska szkoła CSa nauczyła go właściwego zrozumienia gry. Prowadziliśmy rozmowy z wieloma doświadczonymi zawodnikami, ale ostatecznie nie zakończyły się pomyślnie. Bardzo blisko podpisania umowy był jeden z dojrzałych, 30-letnich graczy. Podobał mu się projekt, moje zaangażowanie i organizacji. Większość profesjonalnych organizacji ma budżet na dodatkowy sztab - psychologa, performance coacha, asystenta trenera czy menedżera - dopiero , gdy osiąga sukcesy i gracze są warci inwestycji. My chcieliśmy obrać inną drogę i od początku zbudować cały sztab. Wziąć młodych, utalentowanych graczy i w połączeniu z doświadczonymi zawodnikami stworzyć coś, co nie będzie krótkoterminowym projektem. Na razie nie oczekujemy wyników. Chcemy rozwijać graczy i ich kształcić.
Nawet z biznesowego punktu widzenia myślę, że Astralis jest dobrym przykładem. Podobny błąd popełniliśmy w Virtus.pro, gdzie mieliśmy pięciu graczy. Wszyscy byli na równych prawach, równie doświadczeni. Przychodzi jednak moment, w którym, tak jak w przypadku Astralis, wszystkim w podobnym czasie kończą się kontrakty albo niedostatecznie wcześnie był dokonane zmiany. Pomimo dobrych lub średnich wyników trzeba tę rotację w składzie przeprowadzać, bo doprowadzimy do momentu, w którym możemy stracić cały skład. Nie mamy wtedy kontynuacji sukcesów, tylko nagle trzeba ten skład wymienić i jest dłuższa przerwa od dobrych wyników. Taką sytuację mieliśmy w Virtus.pro, gdzie za długo nie zmienialiśmy składu i nie zachowaliśmy naturalnego cyklu. Żeby koło się kręciło musisz mieć 2-3 doświadczonych zawodników i 2-3 młodych, którzy po trzech-czterech latach stają się doświadczonymi, a doświadczeni stają się za starszy. Ponownie trzeba zakręcić tym kołem. Uważam, że przydałby nam się jeszcze jeden doświadczony zawodnik z MAD Lions. Do wakacji chciałbym zostać w tym składzie i patrzeć w przyszłość.
MICHU był blisko dołączenia do MAD Lions. Pozostały tylko negocjacje. Przeszedł wszystkie etapy, m.in. rozmowę z psycholożką, ale wciąż czekał na odpowiedzi od organizacji z tier 1 (najwyższego poziomu - red.). Powiedział, że gdyby nie przyszła oferta z EG, to prawdopodobnie przyszedłby do nas. Podobało mu się wszystko to, co mu mówiliśmy i obiecaliśmy. Wiem, że jak widział Instagram Stories z bootcampu, to podobało mu się, że wszystko robimy razem, drużynowo i jest to świetny sposób na budowanie team spirit.
Budując ten skład brałem pod uwagę, że zawodnicy będą mieć braki w wielu aspektach gry. Jedni dobrze strzelają, inni dobrze się zachowują w clutchach, inni dobrze rzucają granaty, ale mają sporo wad. Nie klasyfikowałem ich pod kątem tego, jak mało mają wad. W dojrzałym życiu, gdy stajemy twarzą w twarz z problemem, nie chodzi o to, żeby narzekać, a znaleźć rozwiązanie tej sprawy. Na pewno Filip ma sporo braków, ale po to też mam "musamban1ego", swojego asystenta, który sporo pracuje ze snajperami. Z Filipem chyba najwięcej i są tego efekty. Jest bardzo pozytywnym ogniwem, motywuje chłopaków, pozytywnie podchodzi do spotkań. Miewa oczywiście gorsze dni, ale to dotyczy każdego z nas. Fajnie, że potrafi się do tego przyznać. Nie rozmawiałem z nim aż tak dużo prywatnie, ale wiem, że życie nauczyło go pokory. Być może te problemy z komunikacją były z tego względu, że przychodził na kilka dni na testy, był nowy w otoczeniu i nie potrafił się do końca otworzyć. U nas jest bardzo otwarty, świetnie dogaduje się z chłopakami i jest bardzo pozytywnym gościem.
Jakub 'kuben' Gurczyński w barwach Virtus.pro (2017 rok). fot. EPICENTER/Press pack
Na pewno nie jest to łatwe. Też jestem gościem, który nigdy nie grał w inne gry. Pierwszy komputer dostałem, mając 13-14 lat. Moją pasją od zawsze był Counter Strike. Może raz w życiu grałem w Diablo, może tydzień spędziłem z Age of Empires. Grałem w Małysza, skoki narciarskie i jeszcze z dziesięć lat temu aktywnie w FIFĘ na konsoli, ale to tyle. Może jest to 10-12 lat różnicy między nami, ale różnica 2 albo nawet 3 pokoleń esportowych. Ilość bodźców, które młody gracz potrzebuje, jest oszałamiająca i trudniej im się skupić na grze, niż nam kiedyś. Jadąc na turniej LANowy, nie mieliśmy internetu w telefonach. Jedyną opcją rozgrywki był laptop i seriale ściągnięte w domu. Naszą przewodnią myślą był CS. Rozmawialiśmy o nim w drodze do restauracji, w restauracji, po meczu, przed meczem. Cały czas żyliśmy CS-em. Teraz widzę po graczach, których miałem w Envy, późniejszym Virtus.pro czy teraz w MAD Lions, że w głowie mają o wiele więcej bodźców - Instagrama, Tiktoka i czytanie wszystkiego, co się da. Ważna jest odskocznia od CS-a, ale bodźcowanie się w tak dużych ilościach innymi czynnikami zewnętrznymi nie wpływa korzystnie na zarządzanie energią, której potrzebujemy na CS-a.
Musiałem, ale czy to poprawiam? Mam tego świadomość, bo nawet w MAD Lions zwracaliśmy sobie nawzajem uwagę z menedżerem, że mamy tę samą wadę. Gadamy zbyt długo. Wiem, że powinienem nad tym pracować i nadal pracuję. To się skądś bierze. Kiedy wiesz, że osoba do której coś mówisz to zrobi, możesz wypowiedzieć się krócej, bo widzisz od razu efekt. Nie mówię tutaj o tym, że nie ufam swoim graczom. Na przykład wiem, że jeżeli powiem TMB: "Od dzisiaj rób to", to wiem, że od razu od pierwszej rundy kolejnego meczu on to będzie robił. On mi nie powie: "Okej kuben, będę to robić". On ma od razu w głowie zaprogramowane, że będzie to robić, ale są gracze, którym trzeba coś mówić po 3-4 razy i nadal popełniają ten sam błąd.
Mieliśmy teraz trzy mecze z rzędu na Trainie, gdzie przy wyniku 14:14 robiliśmy identyczny błąd, nie stosując się do moich zaleceń. Nie wiem właśnie czy to jest problem z graczem, który się nie skupiał wtedy, gdy to mówiłem, czy nie wystarczająco dobrze to omówiłem. Wtedy sam siebie pytam czy to jest błąd we mnie, że nie poświęciłem wystarczająco czasu, czy błąd u gracza, który mnie nie słucha. Sam mam kocioł w głowie.
Myślę, że nie. Kiedy rzucam hasło jak powinniśmy zagrać, zawodnicy powinni to automatycznie zagrać, bo na treningu też to robimy, ale jednak ktoś woli zagrać po swojemu i psuje cały efekt.
Jednak czy to jest mój mankament?
Być może przeszkadza to graczom. Nie daje im to przestrzeni do realizacji własnych pomysłów. Kiedy wypowiadam się za szczegółowo, ograniczam gracza do wykonania danej misji tylko w jeden sposób, a nie ma tylko jednego sposobu na wygrywanie. Jest ich dziesiątki, setki, tysiące. Gracz może wyciągnąć z mojej wypowiedzi 2-3 rzeczy, a z pozostałe rzeczy zrobić po swojemu. Wykona kilka kroków, ale ostatecznie doprowadzi do tego samego zakończenia.
Na pewno sporo się różni, bo mam w zespole inne osoby. Trzeba dostosować się do osób, z którymi się pracuje. A co bym powiedział krytykom? Na pewno miałbym sobie wiele do zarzucenia za tamte czasy. Nie popełnia błędu tylko ten co nic nie robi.
Na pewno nie. Drużyny, które trenuję, są trochę moimi dziećmi. Bardzo emocjonalnie przeżywam nasze występy, nawet za bardzo, po porażkach pojawiają się łzy. Komentarzy od dawna nie czytam. Przede wszystkim po meczach. Na swoich mediach społecznościowych trochę czytam, ale tam nie piszą raczej ludzie, którzy mnie nie lubią. Kiedyś zainspirował mnie kawałek VNM, w którym rapuje, żeby nie poświęcać czasu hejterom. To jest marnowanie czasu i psucie pewności siebie. Trzeba poświęcać czas ludziom, którzy w ciebie wierzą i wspierają. Staram się obierać tę ścieżkę. Hejterom nie mam nic do powiedzenia. Niech sobie hejtują. Kiedy ekipa wygrywała, mówiono, że to zasługa graczy, a jak przegrywała to już była to tylko wina trenera. Najprościej tak powiedzieć. Nikt nie widzi czynników zewnętrznych, na które wpływa trener. Jak prowadzi treningi i co spowodowało, że znaleźliśmy się w tym, a nie innym momencie. Jak trener przygotował zespół do spotkania, jakie zagrania mieliśmy wytrenowane, jak szykowaliśmy się pod przeciwnika. Wiadomo kto musiał tym zarządzać - trener. Nikt tego nie widział, wszyscy widzieli jak drużyna szła w dół po słabych wynikach.
Coś się pojawiało, ale czy interesującego? Nie powiedziałbym. Chciałem nadal pracować zagranicą. Myślałem, że będzie mi trudniej z powodu bariery językowej, ale to kwestia tego, że we wszystkim chcę być najlepszy i nawet mówiąc dość dobrze po angielsku, nadal miałem obawy, że czemuś nie sprostam, ale nie było raczej problemów. Jedyne mankamenty mogą wychodzić, gdy trzeba coś na szybko wytłumaczyć, ale zajmuje mi to po prostu 3-5 sekund więcej. Jednak dlatego, że nie muszę dawać szybkich wskazówek w grze, to swobodnie sobie z tym radzę.