Takiego skoku jakości nie przeżyła żadna dyscyplina. "Wyszedł z podziemia"

Kierowcy, którzy nie mogli ścigać się na prawdziwych torach, przenieśli się do symulatorów. Ich wirtualne wyścigi Formuły 1 obejrzało już ponad 30 mln osób. - Simracing stał się czymś więcej, niż sposobem na spędzanie wolnego czasu - uważa czołowy polski simracer Dominik Blajer.

Wirtualnym wyścigom nie przeszkodził nawet drastyczny spadek oglądalności tej realnej Formuły 1. W 2020 r. jej globalna widownia zmniejszyła się względem wcześniejszego roku o 4,5 proc. Wręcz przeciwnie - wydaje się, że dzięki temu simracing wskoczył na jeszcze wyższe obroty.

Zobacz wideo Rewolucja w komunikacji z piłkarzami. "Telefon? Gry? To normalne. Ale nie można stawiać zakazów"

To, że Max Verstappen, Lando Norris, czy kierowcy NASCAR tacy jak Kurt Busch, Landon Cassill i Garrett Smithley zaczęli transmitować wirtualne wyścigi na twitchu, sprawiło, że coraz więcej osób zwróciło uwagę na simracing. Wystarczy spojrzeć na liczby. iRacing, jeden z najpopularniejszych symulatorów, osiągnął kwietniu 2020 r., czyli tuż po wybuchu pandemii, ponad 160 tys. aktywnych subskrypcji. Trzy miesiące wcześniej było ich "tylko" 110 tys.

Szał na simracing jest widoczny też w sprzedaży sprzętu. Fanatec, słynący ze sprzętów z najwyższej półki, w 2020 r. zwiększył przychody dwukrotnie. I choć ściganie na realnych torach jest już możliwe, to zdaniem Thomasa Busha, założyciela strony FPSBible.com, ich przychody jeszcze wzrosną. To wszystko zdaje się potwierdzać, że simracing stał się jednym z sektorów esportu, który najbardziej skorzystał na pandemii.

- Simracing to dziedzina, której pandemia sprzyja. Skok w tym czasie był, w porównaniu do poprzednich lat, co najmniej kilkuletni. Taki sam rozwój, ale bez pandemii, zająłby simracingowi co najmniej 3-4 lata – uważa Michał Mango, Head of Strategy ESE Entertainment. - W najbliższym czasie simracing będzie rozwijał się na dwa sposoby. Jedna ścieżka to największe cykle. Formuła 1 już ma swój cykl - eFormuła 1, ruszył także eNascar, w którym bito rekordy oglądalności w telewizji sportowej, jest także cykl MotoGP, funkcjonujący od lat. Wystartował już także cykl Formuły E. Z kolei w WRC ruszyła akcja FIA Rally Star. Współpraca z organizatorami poszczególnych serii sprawia, że powstaną oficjalne serie simracingowe. Tą drugą ścieżką będą działania wydawców poszczególnych gier - iRacing, Assetto Corsa – dodaje Mango.

"Simracing wyszedł z podziemia"

Podobnego zdania jest Dominik Blajer z DV1 TRITON Racing, jeden z najlepszych polskich simracerów. - Simracing wyszedł z podziemia i stał się czymś więcej, niż tylko sposobem na spędzanie wolnego czasu. Dzisiejsza technologia pozwala nam osiągnąć prawie jeden do jednego to, co dzieje się na prawdziwym torze lub odcinku specjalnym. Coraz więcej kierowców wyścigowych, rajdowych, a nawet drifterów włącza symulator do programu swoich przygotowań i trenuje na nim przed realnym startem. Dlatego simracing tak bardzo zyskał na wiarygodności – uważa Blajer, który po wybuchu pandemii otrzymał okazję, wraz z całą czołówką krajową, by ścigać się w jeszcze większej liczbie istotnych wydarzeń simracingowych.

- Zdecydowanie wzrosła liczba tych naprawdę istotnych wydarzeń. Oficjalne Mistrzostwa Polski Digital Motorsport pod patronatem Polskiego Związku Motorowego, czy zawody organizowane przez Eurosport to tylko niektóre ciekawe inicjatywy, który przebiły się do mainstreamowej widowni. Praktycznie cały czas coś się dzieje. Mój kalendarz startów jest napięty praktycznie przez cały rok, a ostatnie kilkanaście miesięcy było pod tym względem naprawdę szalone. Nieraz zdarzyło się, że w tygodniu jeździłem po trzy wyścigi na różnych torach w różnych samochodach. A to powoduje, że godzin przeznaczonych na trening jest jeszcze więcej – dodał Blajer.

"Marki zaczynają rozumieć i dostrzegać potencjał simracingu"

Czy simracing może stać się równie popularny jak czołowe tytuły esportowe, np. Counter Strike czy League of Legends? Zdaniem Dominika Blajera, trudno przewidzieć, jaka przyszłość czeka simracing. - Simracing to jedyna kategoria, która w takim stopniu łączy świat realny z wirtualnym. To przenikanie widać na każdym kroku, więc trudno stwierdzić, czy zdobędzie ona popularność akurat w świecie esportowym. Ta dyscyplina jest przyszłością sportów motorowych. Część marek zaczyna ten potencjał dostrzegać i rozumieć. Jednak to nie przekreśla faktu, że simracing cały czas powinien czerpać inspiracje i wzorce również z esportowego środowiska.

Podobnie uważa Kuba Brzeziński, kierowca Williams Esports, zwycięzca ubiegłorocznego wirtualnego 24h Le Mans. - Z punktu widzenia m.in. sponsorów czy pieniędzy, simracing jak najbardziej może zbliżyć się do topowych gier esportowych. Z drugiej strony zawsze będzie stał w cieniu prawdziwego motorsportu. Największym marzeniem gracza Counter-Strike'a jest wygranie majora. Jeśli największym marzeniem simracera jest przesiadka do prawdziwego samochodu, to trudno spodziewać się aż tak dużego zainteresowania simracingowymi mistrzostwami – przyznał Brzeziński.

- W budowaniu rzeszy fanów przeszkadza simracingowi fakt, że góruje nad nim motorsport. Oczywiście, żeby nie było wątpliwości, nawiązywanie do motorsportu w bardzo wielu przypadkach pomaga simracingowi: przyciąga sponsorów, kierowcy pokroju Verstappena i Norrisa przyciągają nowych widzów. Myślę, że simracing nie ma na drodze dużych przeszkód. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to wysoki próg wejścia. Nie wystarczy myszka i klawiatura tak, jak w innych grach, tutaj już trzeba wydać konkretne sumy, żeby mieć nawet podstawowy sprzęt – dodał Brzeziński.

Na początek przygody z simracingiem potrzebny jest podstawowy zestaw – kierownica z pedałami. Jego cena zaczyna się od ok. 700 złotych (Thrustmaster T150). Jeśli ktoś chce jeździć wirtualnie na profesjonalnym poziomie, musi zadbać o kierownicę z wysokiej półki – a to są już koszty liczone w tysiącach złotych.

Simracing zabrnął na chwilę w ślepy zaułek

Zmiany, które zaszły w simracingu w ostatnim czasie, nie są jednak tylko pozytywne. Coraz częściej organizatorzy zawodów decydują się na zmiany w formacie rozgrywek, aby je uatrakcyjnić, np. poprzez odwracanie kolejności na starcie. - Nie podoba mi się kierunek, w którym idzie dużo zawodów. Jest duża tendencja do dziwnych formatów, odwracania stawek, wyścigów na dystansie pięciu okrążeń. Tak jak w piłce nożnej nie zmienia się co chwilę zasad i Counter Strike nie przyciąga największej oglądalności powydziwianymi turniejami 1vs1, tak myślę, że simracing też nie powinien iść w tę stronę. Oczywiście, ważne jest, żeby transmisja nie była nudna, bo nikt nie chce oglądać wyścigu, w którym nic się nie dzieje, ale formaty, w których widz nie wie, o co chodzi i najlepszy kierowca ma sztucznie utrudniane osiąganie dobrego wyniku, też nie są dobre – uważa Kuba Brzeziński.

Więcej o:
Copyright © Agora SA