Dwóch Polaków walczy w mistrzostwach świata. El Clasico w finale?

Historia lubi zataczać koło. Nie inaczej jest też w esporcie. Niedzielnego popołudnia, po zakończeniu zmagań w grupie D Mistrzostw Świata w League of Legends, naturalnie przyszedł czas na losowanie par ćwierćfinałowych. W tym roku na tym etapie Europa ma dwóch reprezentantów - G2 Esports oraz Fnatic, którzy ponownie stoczą batalię z azjatyckimi ekipami.

Co łączy obie te drużyny? Mistrzowie i wicemistrzowie Starego Kontynentu mają ze sobą więcej wspólnego, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Przede wszystkim, w pozycjach leśnika barwy G2 jak i Fnatic reprezentują Polacy - w pierwszej formacji jest to Marcin “Jankos” Jankowski, natomiast w drugiej Oskar “Selfmade” Boderek.

Zobacz wideo

Europa nie jest na straconej pozycji

Polskie akcenty to zaledwie początek cech wspólnych. Co jeszcze łączy obie europejskie ekipy, grające w obecnych mistrzostwach świata? Obie zakończyły fazę grupową na drugim miejscu w swojej grupie, jak i obie potencjalną drogę do finału będą miały taką samą jak w zeszłym roku. Jeżeli uda im się dojść tak daleko, to pierwszy raz od 2011 roku (kiedy nie było jeszcze azjatyckich uczestników) będziemy mieli europejski finał.

 

Dla fanów Starego Kontynentu jest to pięknym marzeniem, zwłaszcza dla Polaków. Koniec końców, w takim wypadku, po raz pierwszy od wspomnianego 2011 roku zobaczylibyśmy rodaka wygrywającego najważniejszy turniej w kalendarzu LoL-a. Nie zapominajmy, że częścią zwycięskiego wówczas składu fnatic był Maciej “Shushei” Ratuszniak.

Zarówno Fnatic, jak i G2 Esports, przez ostatnie dwa lata otarły się o włos od podniesienia Pucharu Przywoływacza. Pomarańczowo-czarni dotarli do finału w 2018 roku, gdzie ulegli mistrzom Chin, Invictus Gaming (po tym jak ci wyeliminowali G2 po drugiej stronie drabinki). Następnie w 2019 roku Jankos i spółka przegrali z nowymi mistrzami Chin, FunPlus Phoenix, również w finale (a Feniksy wyeliminowały Fnatic w drodze do finału).

Na początku zaznaczyliśmy, że historia lubi się powtarzać. Warto teraz pomyśleć o tym, co przed nami. W play-offach tegorocznej edycji Worlds (nazwa własna mistrzostw) zobaczymy po trzy drużyny z Korei Południowej oraz Chin. Co więcej, koreańskie zespoły znalazły się po jednej stronie drabinki wraz z G2 Esports, a chińskie znajdują się po drugiej wraz z Fnatic. Zatem wygląda na to, że kolejny raz czeka nas pojedynek Europy z Azją.

 

Esportowe El Clasico w finale esportowej Ligi Mistrzów?

Jak wyglądają realne szanse ekip Selfmade’a i Jankosa na dojście do samego finału, co dałoby nam europejskie El Classico w starciu o trofeum? Dla porównania takie wydarzenie byłoby dosłownie niczym starcie Realu Madryt z FC Barceloną w finale Ligi Mistrzów. Walka o najważniejsze trofeum na świecie pomiędzy największymi rywalami? Dla fanów byłaby to prawdziwa gratka. 

Zanim jednak do tego dojdzie, Fnatic czeka starcie Dawida z Goliatem, z tym że niestety Europejczycy będą w tym wypadku tą pierwszą postacią. Piszę niestety, wszak nie wygląda na to, aby podczas sobotniej serii wszystko poszło zgodnie z greckim oryginałem. Goliat, jakim w tym wypadku jest Top Esports, do tej pory prezentuje najwyższy poziom na całym turnieju, któremu raczej mało kto może dorównać. Jeżeli jednak zawodnikom w pomarańczowo-czarnych trykotach się uda, to będzie to świadectwo i pokaz umiejętności, które powinny wystarczyć, aby sięgnąć po puchar.

W przypadku wygranej Fnatic zmierzy się ono z triumfatorem starcia Suning z JD Gaming, drugiej i trzeciej reprezentacji Chin. Myśląc logicznie, jak się pokonało najlepszą drużynę ligi, to co za problem pokonać zespół w teorii odrobinę gorszy? No właśnie, w teorii żaden, w praktyce niczego nigdy nie można przewidzieć na mistrzostwach świata.

Czerwony dywan wprost do finału

Jeżeli natomiast chodzi o drugą stronę drabinki, to trudno znaleźć tutaj odpowiednie porównanie. Tak jak Fnatic rozpoczyna swą przygodę od możliwie najtrudniejszego rywala, to G2 Esports ma wręcz odwrotnie - Samuraje wylosowały najlepszego możliwego oponenta w ćwierćfinałach. Jest nim Gen.G, trzecia drużyna Korei, która lubi się potknąć w widowiskowy sposób i to na własne życzenie.

Skupmy się jednak na formacji Jankosa, w którą mało kto wydaje się pokładać wiarę (poza samym Jankosem), a wszystko to przez dwie porażki w fazie grupowej. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że G2 również w Europie ma problemy w fazach zasadniczych. Dopiero play-offy są prawdziwym żywiołem ośmiokrotnych mistrzów Starego Kontynentu. W drodze do finału raczej nikt nie powinien ich powstrzymać, czy to Gen.G, czy to mistrz Korei w półfinale. Chyba, że mistrzowie Chin, którzy wyspecjalizowali się w pokonywaniu Europejczyków w finałach Mistrzostw Świata.

Jeżeli przysłowia mają w sobie ziarenko prawdy, to… może do trzech razy sztuka? Dwukrotnie europejskie drużyny musiały obejść się ze smakiem zwycięstwa na Worldsach po przegranej z Chińczykami. W tym roku, po raz kolejny w wyścigu wystartują Fnatic oraz G2 Esports. Może tym razem się uda? Cały Stary Kontynent trzyma kciuki!

Masz ciekawy temat związany z esportem? Wiesz o czymś, co warto nagłośnić? Chcesz zwrócić uwagę na jakiś problem? Napisz do nas: sport.kontakt@agora.pl.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.