Nikodem Wierzbicki: Ten czas dość szybko mija. Przerwę od ścigania mam od listopada. Większość czasu spędzam w domu, trenując w symulatorze. Tutaj nie mam limitów i mogę ścigać się praktycznie co godzinę lub dwie. Dużo czasu poświęca się na treningi, czy to w symulatorze, czy biegając poza domem. Jest także wiele wyścigów, organizowanych m.in. przez Polaków i ligi simracingowe. Dzięki temu cały czas mogę w nich uczestniczyć.
- W czwartek miałem być na testach w Zandvoort, za tydzień miałem rozpoczynać sezon, ale wszystko zostało przełożone. Druga runda, która miała odbyć się na torze Spa, na razie nie jest odwołana, ale zapewne także się nie odbędzie. Tęsknię za jazdą po torze, ale symulator sprawia, że czas szybciej mija, dzięki czemu nie odczuwam tak bardzo czasu bez jazdy autem. Wiadomo jednak, że ściganie się na prawdziwych torach jest pod wieloma względami znacznie lepsze.
- Każdy kierowca ma w simracingu praktycznie równe szanse. Mamy takie same samochody, takie same ustawienia auta, dzięki czemu większe znaczenie mają same umiejętności, nad którymi możemy w symulatorze także pracować. Na torze trzeba myśleć, co można zmienić w aucie, a w symulatorze skupiamy się przede wszystkim na jeździe, jak zmienić linię jazdy, na pracy nad gazem i hamulcem czy skrętach kierownicą.
Wiadomo, doświadczenie może pomóc, jeśli ktoś jeździ pięć czy dziesięć lat. Wszystko jednak do wyuczenia, by robić coraz lepsze czasy okrążeń. W symulatorach każdy cały czas się uczy, a progres można bardzo łatwo zauważyć.
- Simracing pozwala trenować właściwie bez przerwy. Nie potrzeba wielkich pieniędzy, by wyjechać na trening. Treningi na realnych torach są bardzo drogie, przez co w wielu seriach ich przeprowadzenie jest niemal niemożliwe. W symulatorze wybieramy odpowiednie auto i możemy rozpocząć jazdę. Co prawda trudno jest odwzorować odczucia z auta na torze, ale to i tak jest bardzo efektywny trening.
Kierowcy w symulatorach pracują głównie nad tempem wyścigowym, systematycznością pokonywania kolejnych okrążeń, strategią wyścigową, w jaki sposób oszczędzać bardziej opony. Dzięki temu mogą wyprzedzić rywali, którzy z symulatorów nie korzystają.
- Poziom odwzorowania auta był bardzo wysoki. Wiadomo, że nie da się wszystkiego dokładnie odzwierciedlić, np. tego jak zużywa się ogumienia, czy jakaś tarka będzie idealnie tak samo śliska, a to potrafi zrobić dużą różnicę. Fizycznie nie ma jeszcze takich możliwości. Tory są już skanowane laserowo, więc są bardzo podobne, ale nie da się odwzorować idealnie każdego szczegółu.
Dobrym przykładem mogą być moje starty na torze Monza. Przed wyścigiem zrobiłem ponad 300 okrążeń w symulatorze, a gdy przyjechałem na tor, pomimo różnic w ustawieniu zawieszenia, czułem lekką różnicę w samej nawierzchni między simracingiem a realnym torem.
- Simracing przede wszystkim pozwolił wypracować mi stabilność tempa. Dzięki temu w kwalifikacjach, gdzie musiałem natychmiast odnaleźć tempo, robiłem kilka okrążeń, a różnica między nimi sięgała maksymalnie 0,3 sekundy. W symulatorze nauczyłem się też walki na torze, myślenia nad strategią. Dzięki większej liczbie wyścigów, znacznie szybciej poznałem wiele aspektów wyścigowych, których uczyłbym się dopiero na torze. Simracing pozwolił mi także wcześniej zapoznać się z torami, na których wcześniej nie miałem okazji się ścigać. Dzięki temu znacznie łatwiej było mi się odnaleźć w aucie na torze, znając jego charakterystykę.
- To już się właściwie dzieje. Jest kilku kierowców, którzy prosto z simracingu, bez własnych budżetów, stali się fabrycznymi kierowcami m.in. McLarena w klasie GT3. Zwycięzca rywalizacji wirtualnej miał okazję przetestować auto serii WTCC, został w serii i walczy teraz o podia. Więc coraz częściej się zdarza, że kierowcy prosto z simracingu znajdują się w coraz poważniejszych seriach wyścigowych.
- Nie dziwi mnie, że spadła na niego tak wielka fala krytyki, bo wyścig okazał się kompletną farsą. Tak się dzieje, gdy niektórzy po raz pierwszy dotykają kierownicy, czy po raz pierwszy jeżdżą na danej platformie. Dzień później odbył się podobny event, gdzie startowali kierowcy z Formuły 1, Formuły E, wyścigów turystycznych czy endurance. Blisko 50 kierowców, z Lando Norrisem czy Maxem Verstappenem na czele. Walka była świetna, a oglądanie wyścigu było czystą przyjemnością. Gdyby Formuła 1 zaprosiła realnych kierowców, czy wymieszała kierowców F1 z kierowcami wirtualnymi z F1 Esports, czy zaprosiła także simracerów, ich wyścig stałby na znacznie lepszym poziomie.
Ten wyścig to mogła być świetna promocja simracingu, bo ponad pół miliona widzów oglądało rywalizację tylko na oficjalnym kanale Formuły 1 i kanale Lando Norrisa w serwisie Twitch, ale została pokazana w fatalnym świetle. Kierowcy rozbijali się na prostej, mając wyłączone uszkodzenia, przez co ten wyścig był porażką.