Psychologia jest dziś nieodłącznym elementem zawodowego sportu. Była ciekawostką w czasach, gdy Adam Małysz zaczął odnosić poważne sukcesy, a rozkwitu jego formy zaczęto upatrywać we współpracy z psychologiem - profesorem Janem Blecharzem. Czy podobnie jest w esporcie, w którym zawodnicy mierzą się z bardzo podobnymi wyzwaniami? Niekoniecznie. Najbardziej popularna w Polsce drużyna esportowa – Virtus.pro - od kilku lat gra poniżej oczekiwań, ale wciąż wzbrania się przed współpracą z psychologiem.
Zdecydowanie chętniej z usług takich specjalistów korzystają organizacje zagraniczne, o czym przekonała się polska psycholog. Urszula Klimczak wywodzi się z ze środowiska biznesowego, jednak kilka lat temu zafascynowała się rozgrywkami League of Legends. Zaczęła szukać odpowiedzi na pytania, co od strony psychologii wpływa na przebieg meczów esportowych.
Od 2014 roku Urszula Klimczak wspiera drużyny i zawodników ze świata sportów elektronicznych. Pracowała z zagranicznymi zespołami League of Legends: TSM, Roccat, Fnatic czy Rogue. Na początku tego roku na współpracę z panią psycholog otworzyła się polska organizacja CS:GO, którą jest X-kom Team.
Urszula Klimczak: Owszem. Zauważyłam, że młodzi ludzie w wieku 17-21 lat początkowo się mnie boją. Są nieufni i zamknięci. Podejrzewają, że chcę ich zamknąć w pokoju, posadzić w fotelu i wypytywać o różne sytuacje z ich życia, dlatego wolę swoją rolę określać jako performance coach. Moją rolą jest praca nad tym, aby każdy zespół pracował jak najbardziej wydajnie. Celem nadrzędnym jest poznanie zawodnika i odpowiednie ukierunkowanie go by rozwijał on swoje mocne strony i minimalizował te słabe.
Pierwszego – jaki masz plan? Bo często tego planu brakuje tak zawodnikowi, jak i drużynie. Praca jest prowadzona chaotycznie, ad hoc. Gracze często funkcjonują z dnia na dzień, budzą się rano bez konkretnych założeń, co chcą zrobić. Wtedy właśnie wkraczam i zaczynam robić porządki. Układam wszystko w cele i konkretne ramy.
Drugim unikanym pytaniem jest – jakie są twoje zalety? To może dziwić, bo przecież mówimy o profesjonalistach w swoim fachu. Tymczasem często słyszałam ciszę zamiast odpowiedzi. Wielu zawodników wolało mówić o wadach. To oczywiście sygnał, że musimy wspólnie popracować nad samooceną i poprawnym poczuciem własnej wartości, bo dzięki temu uwolnimy prawdziwy potencjał danej osoby.
Zależy od grupy i fazy, w której się drużyna znajduje. Zaczynamy zawsze od fazy formowania, potem trzeba się zmierzyć z fazą burzy, by dotrzeć do faz normowania i realizacji. W tych dwóch początkowych fazach jest mniej wsparcia między zawodnikami, a więcej wzajemnej rywalizacji. Udowadniania kto ma więcej do powiedzenia. Pracowałam z dwoma bardzo dojrzałymi drużynami: Fnatic i TSM. Zawodnicy tych drużyn nie mieli problemów, aby wskazać, jaką wartością dodaną jest każdy członek w ich układance. Najwięcej pracy dla mnie jest oczywiście w fazie burzy i tu często zawodnicy po prostu nie są sobą.
Owszem, choć w różnym stopniu. Przykładowo niektórzy zawodnicy nie tracą naturalnego poczucia humoru i potrafią grać na wysokim poziomie. Z drugiej strony spotkałam zawodników, którzy byli zupełnie inni niż w wykreowanym przez siebie wizerunku. Oczywiście wiemy dlaczego tak się dzieje. Esportowiec, jak każdy sportowiec jest swego rodzaju produktem marketingowym. Niestety często zauważam tutaj dużą niespójność, jeśli osoba, która z natury jest defensywna, skromna, chce być przebojowa i agresywna w świetle reflektorów. To przekłada się na spadek wydajności. Taki zawodnik wychodzi na scenę i nie potrafi ukryć pewnych nawyków. Wypowiada się w sposób nienaturalny i performuje w taki sam sposób. Problemem pojawia się też, gdy inni członkowie zespołu wymuszają na kimś z drużyny taką właśnie „maskę”. Skutkuje to często w tworzeniu zbędnej presji, którą zawsze muszę wyeliminować.
Tak, ten stereotyp jest powiązany z maskami, o których rozmawialiśmy. Bardzo często po przegranym meczu zawodnicy na scenie zaciskali zęby, aby pokazać jakimi są twardzielami, a już na backstage wszystko puszczało, pojawiały się łzy, potrzebowali po prostu poklepania po plecach.
Swoją drogą chcę też zwrócić uwagę na stereotyp esportowca, który mocno się zmienił na przestrzeni 2-3 ostatnich lat. Kiedyś mówiąc „profesjonalny gracz” ludzie widzieli nastolatka z nadwagą, który je fast foody, popija colą, a gdy wstaje około południa, to ma czerwone oczy. To bardzo mylne postrzeganie tych młodych ludzi i bardzo krzywdzące dla nich. Większość profesjonalistów na scenie ma pełną świadomość, jak istotna jest dieta i sen, oraz że ich przykład to wzór dla młodszych, którzy się wzorują na nich.
Moim zdaniem 80% zawodników, a pracowałam z około 50-cioma, miało styczność ze sportem, nim trafiło do esportu, a drogę tą wybrali głównie z powodu kontuzji, której doświadczyli. Łączy ich fakt, że są głodni współzawodnictwa, chcą rywalizować w profesjonalnym środowisku i esport im to właśnie umożliwia.
Esport daje kobietom i mężczyznom to samo – spełnienie się w tym, co kochają. Nie brakuje kobiet, które szukają rywalizacji. Niektóre grały w piłkę ręczną czy tenis, a wylądowały w esporcie. Ze mną było zresztą podobnie.
Moim zdaniem kluczową rolę odgrywa czas spędzany przed komputerem. Spotkałam swego czasu statystykę, z której wynika, że kobiety poświęcają znacznie mniej czasu przed monitorami, bo więcej czasu poświęcają na rozmowy, zakupy czy dbanie o siebie.
Ważnym czynnikiem jest też to, że kobiety nie chcą się ujawniać, bo obecne środowisko esportu jest bezlitosne. Jeśli chłopak zepsuje akcję, to trudno. Z kolei jeśli podobną akcję zepsuje dziewczyna grającą z chłopakami, to styka się ona z opinią, że „tak to jest z babą w zespole”. Dlatego na tej płaszczyźnie mamy jeszcze wiele do zrobienia. W sporcie tradycyjnym też to przerabiano i udało się sytuację unormować. Przede wszystkim za sprawą faktu, że kobiety na ogół rywalizują z kobietami.
Tak, esportowcy są bardzo wyczuleni na krytykę. Warto z nimi pracować nad tym, aby rozróżniali feedback od krytyki. Często nawet wewnątrz zespołu młodzi ludzie nie potrafią ze sobą rozmawiać. Przykład: kolega zwraca na coś uwagę przy analizie i często nawet z tego powodu może wywiązać się kłótnia.
W dodatku social media są zmorą młodych ludzi. W doświadczonych zespołach zarówno ja jak i managerowie mówimy wprost: nie czytajcie komentarzy po porażkach, nie dołujcie się. Z fanami esportu jest podobnie jak z kibicami naszej kadry narodowej w piłce nożnej: jak drużyna wygrywa, to wszyscy jesteśmy razem, a jak przegra, to szuka się „kozłów ofiarnych”. Niestety, świat dziś szuka negatywnych informacji, co nie pomaga w rozwoju młodych ludzi.
Najważniejsze jest zrozumienie potrzeb zawodnika i jego motywacji. Potem skupiamy się na wyznaczaniu celów dla zespołu i organizacji. Drużyny ich nie wyznaczają, więc gracze skupiają się na realizacji tych osobistych. To sprawia, że negatywnie reagują na sugestie typu: graj bardziej pasywnie lub bardziej zespołowo. To jednak wina organizacji, często już na etapie ich zakładania. Nie otaczają tych młodzi ludzi specjalistami. Nie wskazują też, że do sukcesu prowadzi ścieżka, na której będą potknięcia, trudniejsze dni.
Szczerze? To zjawisko dotyka około 50% zawodników już w połowie sezonu. Bardzo ważne jest dlatego odpowiednie planowanie czasu zawodników oraz odpowiednie dostosowanie czasu ich pracy, by nie doszło do przetrenowania. Jeśli już oznaki zmęczenia pracą czy treningiem są widoczne, ważnym jest, aby w takich momentach organizacja reagowała. Dała więcej wolnego czasu, możliwość oderwania się od komputerów organizowała czas razem na różnego rodzaju zajęciach poprawiających relacje zespołu.
Powszechnym problemem jest przetrenowanie przed ważnymi rozgrywkami. Skoro mamy ważny turniej, to organizacje zalecają, aby trenować po 12 godzin na dobę. Efekt? Zawodnicy zamiast wyjść na scenę głodni gry, to nie mają sił i chęci. Spójrzmy na sport. Tenisistka przed ważnym meczem nie trenuje 12 godzin i więcej, wypoczywa układa w głowie plan gry itd.
Tak, jestem przekonana, że byliby w innym miejscu w tym momencie. Osiągnęli sukcesy, satysfakcję finansową i spełnienie. W momencie osiągnięcia szczytu zespołowi należy zafundować zmianę, nowy cel. I nie muszą to być zmiany personalne. Często też zespołom brakuje innej perspektywy, kogoś kto spojrzałby na ten zespół z boku, odświeżył atmosferę postawił poprzeczkę wyżej, ale w inny sposób. Zawodnicy VP w pewnym momencie chyba przestali strzelać do tej samej bramki, każdy zaczął „rozgrywać swój mecz”.
Zawodnik gra ciałem, ale wygrywa głową. Tak w sporcie, jak i w esporcie. Aby wskoczyć na najwyższy poziom trzeba mieć wysokie umiejętności. Aby na nim odnosić sukces, trzeba być mentalnie przygotowanym: mieć pewność siebie, zaufanie do kolegów, umiejętnie się z nimi komunikować, odporność na stres oraz należy bardzo dobrze znać siebie i swoje umiejętności.
Dziś organizacje pytają zawodników: z kim chcecie grać? Tymczasem kolejność powinna być zupełnie inna. Organizacja powinna postawić określone cele. I pod te cele zatrudnić kadrę: trenera, psychologa czy dietetyka. I ci ludzie powinni dobrać zawodników w oparciu o różne składowe, nie tylko przez pryzmat tego, kto jest najlepszy na danej pozycji.
Gracze nie powinni rządzić w organizacji, bo nie patrzą na zespół z odpowiedniej perspektywy. Widzą problemy w sobie. To nigdy nie zadziała. I to nie dlatego, że im nie zależy na zbudowaniu twardych fundamentów. Po prostu role są odwrócone. To moim zdaniem największa bolączka. Na szczęście to już się zmienia.