Liga Światowa. Nowa Polska straszy mocarzy

Weekend Ligi Światowej pokazał, że w reprezentacji nie ma niezastąpionych. Przebudowana drużyna dwukrotnie pokonała Rosję, jednego z faworytów. Kibice już z pogłębioną wiarą pojadą z Gdańska do Częstochowy, gdzie Polska zmierzy się z Iranem.

Artykuł powstał w ramach akcji Wyjechani na weekend

Stephane Antiga otwarcie mówi, że tegoroczna Liga Światowa jest tylko jednym z etapów w przygotowaniach do najważniejszych imprez, czyli Pucharu Świata i mistrzostw Europy. Dlatego w spotkaniach z Rosją mieli odpoczywać m.in. mistrzowie świata: Fabian Drzyzga i Piotr Nowakowski. Ten pierwszy ma uraz kolana. Gdy jednak pojawiła się okazja na dwa zwycięstwa, selekcjoner rzucił do walki wszystkie siły, łącznie z dwoma mistrzami Polski. - Dwa zwycięstwa, nawet po 3:2? Trudno byłoby w to uwierzyć przed meczami - stwierdził Rafał Buszek, jeden z bohaterów drugiego spotkania w Ergo Arenie.

Choć Rosjanie przyjechali do Gdańska bez swojej największej gwiazdy, którą jest Dmitrij Muserski, mieli aż trzech mistrzów olimpijskich z Londynu: Maksyma Michajłowa, Aleksandra Butkę i Aleksieja Obmoczajewa. Wrócili też do kadry znakomity libero Aleksiej Wierbow czy Jewgienij Siwożelez, jeden z najlepszych przyjmujących w lidze. Mimo to Rosjanie wrócili do domu z zaledwie jednym punktem i coraz większym "polskim kompleksem". Ostatni raz pokonali biało-czerwonych w Londynie, czyli trzy lata temu!

Andriej Woronkow, który przejął reprezentację po zdobyciu olimpijskiego złota, przyznał, że wszystko podporządkowuje kwalifikacjom do igrzysk w Rio de Janeiro. Jednak LŚ nie odpuszcza, ponieważ turniej finałowy też zostanie rozegrany w Brazylii. - Będziemy walczyć o awans choćby po to, by przekonać się, ile czasu potrzeba na aklimatyzację - tłumaczy rosyjski trener.

W przeciwieństwie do Antigi Woronkow sytuację ma komfortową. Francuz nie może liczyć na trzech mistrzów świata: Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego i Pawła Zagumnego, którzy zakończyli reprezentacyjne kariery. Za to Rosjanin może oprzeć drużynę na Siergieju Tietiuchinie, wracającym do kadry po trzech latach. Urodzony w 1975 r. zawodnik chce po raz piąty pojechać na igrzyska. Do Polski nie przyjechał, bo - tak jak Muserski - odzyskuje siły po ciężkim sezonie. Obaj powinni polecieć na PŚ do Japonii, przez który wiedzie najkrótsza droga na igrzyska do Rio. Kwalifikację uzyskają dwie z 12 drużyn, wśród których nie będzie gospodarza igrzysk Brazylii.

Kolejną szansą będzie turniej kontynentalny, który zostanie rozegrany w styczniu w Niemczech. Wystąpi w nim siedem najlepszych drużyn według rankingu europejskiej federacji (Polska jest czwarta) plus gospodarz. Awans wywalczy tylko zwycięzca, a zespoły z drugiego i trzeciego miejsca pojadą na turnieje interkontynentalne.

- Z Europy o awans będzie bardzo ciężko - Francja, Serbia czy Niemcy będą w korzystniejszej sytuacji, bo bez bardzo męczącego Pucharu Świata w nogach - uważa Woronkow.

Za reprezentacją dopiero pierwszy weekend z LŚ. Polacy zaczęli go lepiej niż ubiegłoroczne rozgrywki, choć przeciwnik był równie trudny. Wtedy biało-czerwoni zmierzyli się na wyjeździe z Brazylią, wygrywając jedno spotkanie. Antiga postawił na Fabiana Drzyzgę, Mateusza Mikę, Rafała Buszka czy Karola Kłosa. Wszyscy byli zawodnikami praktycznie bez reprezentacyjnego doświadczenia, a cztery miesiące później cieszyli się z mistrzostwa świata.

Francuz - jak się wydawało - szukał wówczas ludzi, którzy uzupełnią kadrę. Dziś musi znaleźć nowych liderów, zdolnych zastąpić Winiarskiego czy Wlazłego. Z tym pierwszym nie powinno być problemu, bo Mika przez rok z zawodnika rzadko potwierdzającego wielki potencjał zmienił się w jednego z najlepszych przyjmujących na świecie.

Teraz trzeba znaleźć dla niego partnera. Kandydatami są Michał Kubiak czy Buszek, który dał kapitalną zmianę w drugim meczu z Rosją. Ale to nie wszystko, bo w kolejce czeka młodzież: Bartosz Bednorz, który w Gdańsku nie doczekał się debiutu, czy Aleksander Śliwka, porównywany do słynnego Francuza Earvina N'Gapetha.

Bardziej doświadczeni kadrowicze nie mogą się czuć pewnie, o czym przekonuje rywalizacja wśród środkowych. Rok temu wystrzelił Karol Kłos, teraz kapitalny debiut zaliczył 21-letni Mateusz Bieniek. Mierzący 210 cm zawodnik nie tylko dla rywali był człowiekiem anonimowym. Krótko, bo szybko przekonali się o jego ogromnych umiejętnościach. I braku kompleksów, bo przecież musiał radzić sobie z rywalami grającymi w najsilniejszych rosyjskich klubach: Biełogoriu Biełgorod i Zenicie Kazań. A to przecież dwaj ostatni zwycięzcy Ligi Mistrzów.

Najważniejszą niewiadomą w meczach z Rosją była jednak pozycja atakującego. Bez wartościowego gracza na tej pozycji sukcesy są niemożliwe.

Dla Wlazłego alternatywy nie ma, bowiem atakujących tej klasy jest niewielu na świecie. Antiga i pomagający mu Philippe Blain postanowili więc odzyskać dla kadry Bartosza Kurka. W ich pomyśle na siatkówkę nie ma miejsca dla Kurka jako przyjmującego, ponieważ słabiej radzi sobie z odbiorem zagrywki. Ogromnym atutem nowego gracza Asseco Resovii jest jednak atak, więc Francuzi postanowili zrobić z niego następcę Wlazłego.

Spotkania z Rosją miały być pierwszą próbą. Egzamin Kurek zdał celująco. W czwartek miał 58-procentową skuteczność, w piątek - 55-procentową (przy aż 42 zbiciach)! To wyniki znakomite, a przecież na nowej pozycji Kurek ćwiczy zaledwie od trzech tygodni. - Dopiero zaczyna grę jako atakujący, a już został wybrany na najlepszego zawodnika drugiego meczu. To pokazuje ogromny potencjał polskiej reprezentacji. Nikt go wcześniej na tej pozycji nie widział, a tu takie zaskoczenie - mówił rosyjski rozgrywający Igor Kołodinski.

Ważne jest też, że koledzy już mają wielkie zaufanie do nowego atakującego. To do niego rozgrywający kierowali wystawy w najważniejszych momentach, a przecież niewiele ćwiczyli razem. Z każdym spotkaniem ich zgranie powinno być lepsze, co na przykład pozwoli grać szybciej, a to w nowoczesnej siatkówce jest podstawowym wymaganiem. - Może nie będzie to tak szybka gra jak z Wlazłym, ale dużo szybsza niż teraz - uważa Wojciech Drzyzga, ekspert Polsatu Sport.

Kolejnym przeciwnikiem Polski w LŚ będzie Iran, a mecze zostaną rozegrane w piątek i sobotę w Częstochowie. Z tym przeciwnikiem mamy porachunki, ponieważ rok temu zamknął nam drogę do turnieju finałowego, zaś w MŚ mocno postraszył, przegrywając po dramatycznym pojedynku 2:3. Łatwo nie będzie, rywal przyjedzie w najsilniejszym składzie.

Rusz w Polskę, czyli "Wyjechani na weekend"

Przez trzy miesiące jeździmy po Polsce i wspólnie z czytelnikami tworzymy mapę miejsc, które warto odwiedzić. Zapraszamy do wspólnej zabawy - na autora najciekawszej propozycji weekendowej czeka w nagrodę samochód!

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.