Polska - Czechy. Bramki! Gole! Skrót meczu! Milik, Jodłowiec, Grosicki! Zobacz WIDEO

Polska - Czechy. Polska zagrała towarzyski mecz z Czechami we Wrocławiu. Był to ostatni mecz reprezentacji Nawałki w tym roku. Zobacz gole z meczu. Więcej na sport.tvp.pl

Nie było Roberta Lewandowskiego, ale błyszczał Arkadiusz Milik (gol i dwie asysty). Nie było Grzegorza Krychowiaka, ale w środku pola rządził Krzysztof Mączyński. Kadra w ładnym stylu pokonała Czechów 3-1 i skończyła rok dając argumenty, że na Euro nie pojedzie tylko na trzy mecze.

Na przedmeczowej konferencji prasowej Adam Nawałka musiał przepraszającym tonem tłumaczyć się z odesłania Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka, Łukasza Fabiańskiego i Jakuba Błaszczykowskiego do swoich klubów. - Trzeba być przygotowanym na wszystkie przypadki, los czasem płata figle - argumentował selekcjoner. Jednak wszelkie obawy i marudzenia fanów zostały rozwiane w niecały kwadrans. Po polskich piłkarzach, którzy wyszli na boisko we Wrocławiu nie było widać, jakby brakowało im kapitana Lewandowskiego, czy lidera środka pola Krychowiaka.

Wszystko zaczęło się od tego, który dopiero po raz pierwszy wystąpił w podstawowym składzie reprezentacji. Jednak dla 18-letniego Bartosza Kapustki początki w kadrze są zaskakująco udane. Z Gibraltarem po kilku minutach od wejścia strzelił gola, jako zmiennik z Islandią przy pierwszym kontakcie trafił do siatki, a we Wrocławiu od jego przechwytu Polacy zaczęli akcję na 1-0. Mało skomplikowaną, ale taką, która na pewno ucieszyła Adama Nawałkę - wysoki pressing poskutkował przejęciem piłki przez Kapustkę, skrzydłowy po kilkunastu metrach rajdu dośrodkował idealnie na głowę Arkadiusza Milika i Petr Cech nie mógł nic zrobić.

Czeski golkiper Arsenalu we Wrocławiu świętował wyrównanie rekordu występów w barwach narodowych (w bramce stanął po raz 118.), ale Polacy szybko zepsuli mu humor. Niecałe dziesięć minut po golu Milika to napastnik gospodarzy idealnie dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Tomasza Jodłowca i przy nieznacznej pomocy jednego z obrońców czeskich piłka wpadła do siatki. Trudno było oczekiwać, by szarże reprezentacji trwały - piłkarze Nawałki przeszli na kontrolę wydarzeń przez dobrą organizację w obronie. Przez kolejny kwadrans nawet jeśli Czechom udawało się znaleźć miejsce dla jednego z ich piłkarzy, to po chwili doskakiwał do niego polski obrońca. Zagrożenie było oddalane zanim rywale mogli sprawdzić formę Artura Boruca.

Oczywiście nie zabrakło błędów - Maciej Rybus raz nie zauważył, że przy dośrodkowaniu za jego plecami wbiega przeciwnik i dopuścił do strzału. Ta próba była jeszcze niecelna, ale kolejną pomyłkę w defensywie Czesi już wykorzystali. Tomasz Jodłowiec przy linii końcowej najpierw piłkę odebrał, ale wybił ją przed pole karne wprost pod nogi Ladislava Krejciego. Czech piłkę przyjął i przymierzył idealnie w okienko bramki Boruca. To był kolejny gol stracony z tzw. "strefy prawdy", czyli przestrzeni tuż przed polem karnym. Adam Nawałka nie był zachwycony.

Druga połowa miała podobny przebieg do pierwszej - Czesi dłużej utrzymywali się przy piłce, ale to Polacy stwarzali sobie lepsze okazje. Po bardzo ładnej akcji z 50. minuty Arkadiusz Milik miał dużo czasu na przygotowanie się do uderzenia po dośrodkowaniu, ale źle złożył się do "nożyc" i w piłkę nie trafił. Chociaż w przerwie z boiska zszedł lider obrony Kamil Glik (zastąpił go Thiago Cionek), to polski zespół błędów nie popełniał. Najlepszą okazję miał Skoda, który znalazł sobie trochę miejsca na wprost bramki Boruca, ale uderzył niecelnie. Polacy odpowiedzieli przy następnym rzucie rożnym Czechów. Sytuację nie tylko obronili, ale wyprowadzili błyskawiczną kontrę trzech na jednego - Mączyński zagrał do Milika, ten wystawił na pustą bramkę Grosickiemu i Cech znów mógł mieć pretensje do swoich kolegów. A strzelec trzeciego gola dla Polski cieszył się pokazując koszulkę z wieżą Eiffla na tle francuskiej flagi.

Wtedy Adam Nawałka zaczął wprowadzać kolejnych rezerwowych, ale gra Polaków nie traciła na dynamice czy jakości. Wręcz przeciwnie, przed końcem meczu świetne okazje mieli Artur Sobiech i Krzysztof Mączyński. Nie musieli jednak ich wykorzystywać, by kibice wychodzili z wrocławskiego stadionu zadowoleni. Ostatni mecz kadry w 2015 roku potwierdził, że siłą zespołu jest grupa, atutów ma więcej niż czterech piłkarzy, a i styl gry drużyny przypada do gustu.

 

Oto kandydaci do bramki roku. Który gol najpiękniejszy?

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.