Kiedy we wczorajszych konfrontacjach wytypowałyśmy wynik 3:1 dla naszych, bynajmniej nie kierował nami tylko tylko i wyłącznie fakt, że mamy przystojniejszego trenera, a Bartek Kurek wykonuje pozycję na boskiego Adonisa lepiej od swojego włoskiego rywala, ale biorąc pod uwagę aspekt sportowy (tak, potrafimy), taki wynik wydał nam się jak najbardziej do osiągnięcia.
Pod warunkiem, że Polska zagrałaby na swoim normalnym poziomie, a tak się niestety nie stało. Od początku gra naszym siatkarzom układała się fatalnie i właściwie w żadnym secie nie podjęli oni walki. Co się stało?
- Włosi zagrali niewiarygodnie dobrze. My z kolei zaprezentowaliśmy się gorzej i przegraliśmy. Powodem naszej porażki jest siatkówka . To sport. Czasami jest lepiej, czasem gorzej. Tym razem popełniliśmy mnóstwo błędów, mieliśm y kłopoty w obronie i serwisie - stwierdził po meczu Andrea Anastasi.
Mamy nadzieję, że to rzeczywiście była kwestia dnia, a nie początek jakiegoś głębszego kryzysu (fizycznego?). Zwłaszcza, że w Gdańsku jest jeszcze o co grać. Wciąż mamy szansę na awans do półfinału, ale niestety musimy też liczyć na pomoc innych. Mecz z Argentyną z meczu o pietruszkę w mecz o wszystko przemieni się pod warunkiem, że dostająca od wszystkich baty Bułgaria pokona we wcześniejszym spotkaniu Włochy.
C'mon Matej, Spike Hard!