Ależ to był dziwny mecz. Zaczęliśmy świetnie od dobrej i konsekwentnej gry w pierwszym secie, w drugim przypomnieliśmy sobie o bolączce końcówek, o trzecim lepiej zapomnieć, czwartego puszczać sobie z taśmy w przypływach złego nastroju.
No i ten niesamowity tie-break. Zaczęty cudownie od druzgocącej przewagi, przerwany druzgocącą wieścią o urazie Zibiego i rozpadem serc na miliony kawałków z każdym grymasem bólu na jego wyjątkowo dziś gładkim obliczu, zapaść Polaków, pogoń Bułgarów i strach, że to nie może się udać, to się skończy źle. Ale się nie skończyło!
To dopiero początek, a mu już mamy dość. A Wy, jak się tam trzymacie?