Fernando Verdasco chce żebyśmy zapomniały o deszczu na Wimbledonie

I chyba mu się to udaje.

Zastanawiamy się trochę, dlaczego Fernando Verdasco nie należy do ścisłej czołówki naszych ulubionych tenisistów. Jest przecież ognistookim Hiszpanem, na brodzie ma najwspanialszy hołd jaki można złożyć przecinkowi Villi, a pod koszulką całe złoto Półwyspu Iberyjskiego. A jednak, z niewiadomych przyczyn piszemy o nim rzadko, zbyt rzadko... Czy to nasza podświadoma zazdrość o Anę Ivanović? Lojalność wobec Wielkiej Trójki i sentyment do Marata? A może zwyczajny brak tak zwanego kontentu?

Cokolwiek by to nie było, dzisiaj mamy dla Was "kontent" (dostarcza go Shan, za co pięknie dziękujemy) i jest to taki kontent, że jeżeli nie pospadacie z krzeseł to znaczy, że już nie ma dla Was ratunku. Na zachętę mamy tylko dwa słowa: "brudny podkoszulek". Oooo tak, brudny podkoszulek, a jeśli nie znacie kulturowej historii podkoszulka, to mamy dla Was kolejne dwa słowa: "Marlon Brando":

Nie wiemy czy Fernando chciał tu złożyć hołd "Tramwajowi zwanemu pożądaniem", filmom z Jamesem Bondem czy po prostu naszym, wakacyjnie rozbudzonym apetytom, wiemy natomiast, że efekt jest piorunujący, zapiera dech w piersiach, i dostarcza materiałów do wieczornych rozmyślań....

Więcej o:
Copyright © Agora SA