Zgadnijcie co, obudziłyśmy się, a tu...

Polacy znowu wygrali z Portoryko, woo-hoo!

No bo wiecie dziewczęta, prawdziwe boje czekają nas dopiero w przyszłym tygodniu w meczach przeciwko USA, dlatego w ten weekend wolałyśmy jednak oszczędzać sen. Portorykańczycy pewnie by się obrazili za te "prawdziwe boje", bo wczoraj udowodnili, że mimo skazywania na porażkę nie będę się kłaść na tacy. A przynajmniej nie przez cały mecz. W pierwszym secie Polacy kontrolowali sytuację i utrzymywali bezpieczną przewagę, którą dowieźli do końca tej części meczu zakończonej zwycięstwem 25:22.

W drugim secie nastał prawdziwy pogrom, a Portorykańczycy byli zupełnie bezradni zwłaszcza wobec piorunującej zagrywki Bartka Kurka i Michała Kubiaka. A bo właśnie - tym razem przyjmujący (jeszcze) Politechniki pojawiał się za Michała Ruciaka już w wyjściowym składzie i ponownie nie zawiódł. Ba, był obok Bartka był najskuteczniejszym zawodnikiem meczu (odpowiednio: 13 i 12 punktów). A w rezultacie drugi set zakończył się druzgocącym wynikiem 25:15.

I kiedy już wydawało się, że czeka nas kolejny mecz bez historii, Portorykańczycy zaskoczyli hartem ducha i bynajmniej nie zwiesili głów w kolejnej partii. Udało im się nawet wyjść na prowadzenie na pierwszej przerwie technicznej, a później było tylko gorzej. Znienacka zrobiło się 15:19, ale Polacy udowodnili, że potrafią seriami nie tylko punkty tracić, ale też zdobywać - podopieczni Anastasiego szybko opanowali sytuację, doprowadzili do stanu 21:19 kontrolowali trzeciego seta już do końca (25:21).

A teraz znowu zabawimy się w GUS i spytamy: ile z Was widziały to na żywo? No chyba, że jeszcze odsypiacie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.