No ale powód do radości jest co najmniej jeden, bo to zawsze cieszy, kiedy w ciachowym artykule można przemycić swoją ulubioną piosenkę. A ponieważ bądź co bądź zrobiliśmy Argentynie coś bardzo złego, możemy zatem poprosić na scenę Madonnę, by w naszym imieniu zaśpiewała o przebaczenie:
A że była to Argentyna, której nasi komentatorzy namiętnie przypisywali wszystkie możliwe literki alfabetu z wyjątkiem "A", Argentyna, która ze swoją podstawową reprezentacją wspólnego miała tyle co "Pieguski" z Torresem, Argentyna, której jej własna federacja nie uznała za stosowne wyprodukować koszulek z nazwiskami (bo na jeden raz się nie opłaca), to już naprawdę są problemy malkontentów, narzekaczy i ludzi małego serca. Wygraliśmy 2:1 i taki właśnie wynik poszedł w świat, ot co. Zwycięzców się nie sądzi, i dobrze dla nich, bo gdybyśmy miały ich sądzić to...
Chociaż z drugiej strony nie jesteśmy od sądów taktycznych, ale estetycznych, i przecież ileż to razy wczoraj na naszych twarzach pojawiał się uśmiech na widok blond grzywy Piszczka, długich kończyn Lewandowskiego, nieco zagubionego wyrazu twarzy Jodłowca, wytrzeszczu Grosickiego, który mógłby konkurować z ozilowym, przepięknie zarysowanej szczęki Wojtkowiaka czy interwencji Szczęsnego. Słowem, zawsze pocieszać możemy się tym, że nasi chłopcy może i nie pocinają najlepiej w nogę, ale przynajmniej ładnie przy tym "nie najlepiej" wyglądają. A Euro2012 i tak wygrają Hiszpanie, więc o co cały ten lament...
rybka
P.S. Ach tak, przy okazji, zauważyłyśmy też więcej niż kilku ciachowych Argentyńczyków, ale niestety, pozostali oni dla nas anonimowi...