Formułowe podsumowania: Grand Prix Hiszpanii

Owszem, redaktorce podano już walerianę, co prawda aktualnie nawet żarty o Brodatym jej nie bawią, ale wyścig podsumować trzeba.

Zaraz zaraz, akurat z Brodatego to tym razem absolutnie nie ma powodu do naśmiewania, co więcej, Król Lew był w Barcelonie jednym z bohaterów wyścigu. Po swojej przygodzie z ogniem w trzeciej sesji treningowej...

 

Nie mógł wystąpić w kwalifikacjach, przez co do wyścigu ruszał z ostatniego pola, ale paradoksalnie był w nie najgorszej sytuacji, bo dzięki przymusowym oszczędnościom, mógłby otworzyć swój kramik ze świeżymi oponami na poboczu. A gdyby wyścig trwał jeszcze z kilka okrążeń więcej, Nick znalazł by się pewnie przed Mercedesami, ale i tak, za ósmą pozycję - szacunek.

Skoro już przy Mercedesach jesteśmy, przypominacie sobie kiedy ostatnio Mistrz Schu pojawił się na mecie przed swoim młodszym kolegą? My nie. Po wyścigu musiał wyglądać mniej więcej tak:

Wątku Mercedesa nie możemy zamknąć bez podzielenia się absolutnie ślicznym zdjęciem Nico Rosberga, którym podzieliła się z nami Marta:

Głównymi bohaterami wyścigu w Barcelonie byli jednak Sebastian Vettel i Lewis Hamilton, którzy toczyli między sobą ładną walkę do samego końca. Ręce do góry kto nie chciał, żeby Lewisowi jednak udało się dopaść lidera. Jakby co to my podnosimy, ale ktoś na tej klawiaturze jeszcze pisać musi.

Chociaż, wiecie co, niedzielne zwycięstwo Seby jakoś tak nie zirytowało nas swoją powtarzalnością jak to zdarzało się w przeszłości. Trzeba przyznać Vettelowi, że zatroszczył się o urozmaicenie swoich zwycięstw. Zaczęło się od rozbrajającej cieszynki radiowej:

 

(Na reakcję internetu nie trzeba było długo czekać):

embed

Również na podium zrobiło się innowacyjnie, bo tym razem zamiast siebie, Sebastian postanowił podrzucać sobie w górę trofeum:

AFP/GETTY IMAGES/DIMITAR DILKOFF

A może tak nam się, jak by to ujął mistrz mikrofonu, sympatycznie na podium zrobiło, dzięki obecności na nim Buttmiltona?

AP/Daniel Ochoa de Olza

No spójrzcie tylko na nich...

AFP/GETTY IMAGES/DIMITAR DILKOFF

Jak w każdym wyścigu również i w Hiszpanii nie zabrakło kierowców, którzy z Barcelony będą wracać w rozczarowaniu. Taki na przykład Fernando Alonso. Po pięknym, mistrzowskim i na prawdę zapierającym dech w piersiach starcie...

 

W wyścigu leciał na łeb na szyję i ostatecznie wylądował dopiero na piątym miejscu.

GETTY IMAGES/Paul Gilham

(Słusznie po jego zakończeniu zauważając , że i tak w obecnej formie Ferrari na wyższą pozycję nie zasługuje).

Albo taki Mark Webber. Sprawca naszej wielkiej sobotniej podniety, tradycyjnie już strzelił antypopis na starcie, a pierwsze pole startowe na mecie zamieniło się w jednak trochę rozczarowujące czwarte miejsce.

P.S. Jednak nie wszyscy w padoku będą kibicować w finale Ligi Mistrzów Barcelonie :

P.S.2: Patrzcie, jessybondgirl zrobiła sobie sukienkę ze swetra Jensa :

GETTY IMAGES/Ker Robertson

ruby blue

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.