Przed finałem Ligi Europejskiej - historia jednego Ciachowego Trenera

Któremu już samo bycie padawanem Jose Mourinho daje plus pięćdziesiąt do wszystkiego.

Dziś wieczorem odbędzie się finał Ligi Europejskiej i choć Liga ta nieustannie musi się mierzyć z łatką "młodszej siostry Champions League", "Pucharu Pocieszenia", albo europejskiego pucharu drugiej kategorii, to przecież niejednokrotnie, obserwując ją kątem oka zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że to właśnie tam zadomowiły się prawdziwe emocje. Co prawda finałowy, w którym zmierzą się rywale z tej samej ligi, Porto i Braga, nieco traci na atrakcyjności, to nie zmienia to faktu, że małe ciachowe co nieco da się z tego wydarzenia wyciągnąć.

Owe co nieco nazywa się Andre Villas-Boas i naszym zdaniem wygląda całkiem apetycznie. Może nawet bardziej niż apetycznie: nosi nieskazitelne białe koszule w najlepszym klinsmannowym stylu i robi nawet całkiem przyzwoite biczfejsy:

A jeśli jakimś cudem jego rudawa, nieco w stylu Xabiego Alonso broda, i nienaganny garnitur Was nie przekonują, to jego historia, dodaje mu co najmniej tyle atrakcyjności, co piegi Torresa swojemu właścicielowi.

Historia jaką tu pokrótce przedstawimy, to historia baśniowa. Trenerska kariera Villas-Boasa zaczyna się, tak samo jak kariera The Special One - Jose Mourinho, od spotkania z Bobbym Robsonem. Szesnastoletni Andre był sąsiadem legendarnego coacha i wykorzystał ten fakt, aby podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat gry napastnika FC Porto, Domingosa Paciency. Myśli zawarł w liście, który podrzucił trenerowi pod drzwi. I tak to się zaczęło. Zaintrygowany Robson poprosił Portugalczyka, aby swoje teorie poparł obserwacjami statystycznymi, raport który otrzymał w zamian był tak dobry, że młody Andre otrzymał propozycję stażu w sztabie trenerskim Porto. Asystentem w tej drużynie był oczywiście Jose Mourinho, który gdy sam objął posadę menadżera najsłynniejszej portugalskiej drużyny, doskonale wiedział, kogo chce uczynić swoim asystentem.

embed

Mourinho i Boas razem prowadzili Porto do triumfu w Lidze Mistrzów, razem zdobywali mistrzostwo Anglii z Chelsea, lecz w końcu uczeń musiał spróbować wybić się na niepodległość i największe triumfy z Interem Jose odnosił już sam. W tym czasie Villas-Boas dokonywał cudów ratując przed spadkiem słabiutką Academikę Coimbra, a w tym sezonie zadebiutował jako menedżer drużyny, od której cała ta przygoda się zaczęła. I poprowadził ją przez sezon niesamowity, bez porażki w lidze, demolując rywali w Lidze Europejskiej, zachwycając ofensywnym stylem, ale i poukładaną taktycznie defensywą. Eksperci nie mają wątpliwości, że rośnie nowy wielki trener. Jeśli dziś Andre Villas-Boas poprowadzi Porto do ostatecznego triumfu, porównań z Jose nie da się uniknąć. Jeśli przegra, i tak będzie epicko. Trenerem zespołu z Bragi jest pewien były napastnik FC Porto - Domingos Pacienca Tak, ten sam Domingos Pacienca, o którego prawo do gry dobijał się niegdyś młodziutki Andre do drzwi Sir Bobby'ego Robsona...

Wieczór zapowiada się więc interesująco i mamy nadzieję, że dacie się namówić na oglądanie wielkiego finału - nie zapominajmy, że występuje tam Braga, która pokonała Lecha. A potem Liverpool i Benfikę, a więc, jak śpiewała w czasach gdy spadałyście z dywanu na podłogę pewna polska piosenkarka - "wszystko się może zdaaaaaarzyyyć"...

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.