Meczowy Ciachomierz: Finał Pucharu Króla: FC Barcelona - Real

Niech ktoś zatrzyma ten maraton Gran Derbi, my wysiadamy.

A przynajmniej tak radzi nam nasz kardiolog, osobisty psychoanalityk z manikiurzystką włącznie. Kochane dziewczęta, jeśli macie chociaż połowę z wczorajszego stanu włosów na głowie, posiadacie jakiekolwiek czucie w kciukach obu rąk, wasz słownik nieeleganckich wyrazów nie wzbogacił się o kilka pozycji, a sąsiadki z całego bloku nie żyją w przekonaniu, że Undiano Mallenco to wasz mąż, na którym znęcacie się i fizycznie i psychicznie to najprawdopodobniej pomyliłyście kanał i wczorajszy wieczór spędziłyście odcinkiem ósmym serialu "Instynkt" o tytule "Wiatr we włosach" na TVP 2.

Nasz stan psychiczny jednak nie miał takiego szczęścia i po obejrzeniu stu dwudziestu minut hiszpańskiej wojny światów, chyba doszłyśmy do momentu, kiedy nawet pisane caps lockiem "CO TO BYŁ ZA MECZ!!!!!" wydaje się takim niedopowiedzeniem, jak nazwanie Xabiego Alonso tylko fajnym chłopakiem, więc może po prostu bez zbędnych wyświechtanych frazesów przejdziemy do konkretów.

CIACHA NA TAK:

+ "Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!" - mniej więcej taka była nasza reakcja, kiedy w bloku reklamowym przed meczem, wprost przed nami, na dumnym grafitowym tle pojawił się sam Absolut. Tak! tak! tak! Nie mówi co prawda po Polsku , niewiele też właściwie się rusza, a sama reklama ma dość prostą fabułę "stoję sobie z rękami w kieszeniach we władczym rozkroku, mówię coś tam po portugalsku z tym obłędnym akcentem, strzelam biczfejsy, ukazuję swoje nieskończone piękno, kamerzysta robi zbliżenia pod każdym możliwym kątem, w międzyczasie przypinam znaczek Milenium na klapę marynarki, a wy mdlejecie".

+ Pedro, który nie tylko okazuje się, że czyta uważnie nasz serwis, ale też bierze sobie wszystkie n . Wystarczyło byśmy tylko zająknęły się coś o zapuszczonym dla Małysza wąsie , by już we wczorajszym meczu i pojawił się nie tylko z gładkim licem, ale i wyraźnymi oznakami wizyty u fryzjera. Żegnaj Zorro!

No, to teraz jeszcze Iker przestanie pożyczać torebki od Sary i możemy swoją działalność trensetterek uznać za sukces.

+ wszystkie pozy Xabiego Alonso. Sędzia wręcza mu żółtą kartkę? Rączki na bioderkach. Mou dobitnie przekazuje mu trenerskie uwagi, drąc się jakieś dwa centymetry od jego ucha? Rączki na bioderkach. Kolega z drużyny leży na murawie zwijając się z bólu? Rączki na bioderkach. Podejrzewamy, że nawet gdyby na boisko wbiegło stado roznegliżowanych Ciachoredaktorek Xabi westchnąłby mentorsko i położył ręce na bioderkach.

+ litość okazana przez komentatorów. Naprawdę, kiedy juz w drugiej minucie relacji usłyszałyśmy, że na trybunie honorowej zaraz obok Króla i Królowej zasiada panna Shakira "sympatyzująca z Barceloną", a potem jeszcze z pięć razy, iż partneruje on dzisiaj Gerardowi Pique, byłyśmy przygotowane, że Dariusz Szpakowski porzuci zainteresowanie finałem Pucharu Króla i rozpocznie relację na żywo z krzesełka numer pięć na którym siedziała Shakira. Na szczęście pozostał przy tym pierwszym, za co serdecznie mu dziękujemy.

+ gol Crisitano. Wreszcie! Nie żadne tam hat tricki z Mallorcą, ani inny you can dance w polu karnym rywala, tylko prawdziwy błysk geniuszu z niczym za starych dobrych czasów Manchesteru towarzyszącym mu instynkcie zabójcy. I wobec piękna tej bramki jesteśmy bezradne niczym Pinto wczorajszego wieczora.

+ pojawienie się na boisku Estabana Granero. Czekałyśmy na to sto-kilkadziesiąt minut i kiedy już miałyśmy zgłaszać reklamację w stronę Adidasa pojawił się w całej swojej słodkości.

+ Jose Mourinho, który nawet w takiej spontanicznej czynności jak podrzucanie ku górze przez rozentuzjazmowany tłum podopiecznych nie porzuca swojej despeszialłanowości i wygląda niczym wspaniały, dystyngowany król i władca wszechświata niesiony na lektyce przez podwładnych.

+3795674865 do ogólnego stylu.

+ pojawienie się na rynku jasnowidzów nowej gwiazdy, a właściwie to ośmiornicy. Następca legendarnego Paula nosi zaszczytne imię Iker (co może trochę podważać jego obiektywność) i tak jak przepowiedział remis w sobotnim meczu, tak teraz sprawdziły się jego rokowania co do zwycięstwa Realu. Cóż, mamy tylko nadzieję, że nie produkują jeszcze grilli w barwach FC Barcelony.

CIACHA NA NIE:

- Sergio Ramos. My rozumiemy napięcie związane z Gran Derbi, ciążącą presję, dźwiganie na barkach oczekiwań milionów fanów, wszustko rozumiemy, ba! nawet ból jaki towarzyszy tęsknocie za Fernando, ale nie można najpierw tak całować swoich kolegów z reprezentacji

,by później urzadzać sobie z nimi jednostronne zawody w zapaśnictwie.

- brutalność gry, przekładająca się na prawie trzycyfrową liczbę fauli. Ktoś to chyba za bardzo wziął sobie do serca nasze słowa o Wojnie Światów, Końcu Świata, jeźdźcach Apokalipsy. To takie metafory chłopcy, a nogi macie naprawdę zgrabne i dobrze by było,jakby posłużyły Wam i rywalom chociaż przez kilka następnych meczy.

I pomijając cały absurd tego zdarzenia, czy ktoś jeszcze oprócz redaktorki Mariny miał najprawdziwsze łzy w oczach, gdy do maltretującego Villę Ramosa jako pierwszy z impetem podbiegł niższy o głowę Leo? Czy tylko my zauważyłyśmy jak ze złości odruchowo zaciska rękę w pięść? Jakie święte oburzenie, że ktoś śmiał dotknąć jego drugą połówkę maluje się na jego twarzy? Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwww. Prawdziwa miłość niesamowicie nas wzrusza.

Messillla<33333333333333

- dekoncentrowanie Leo Messiego za pomocą lasera. .Znowu. Aż przypomniały nam się czasy podstawówki, gdy niegrzeczni koledzy z ostatniej ławki bawili się bajeranckim długopisem z laserem, ale nawet oni nie mieli tyle odwagi, by nakierować jego promień bliżej niż dwa metry od głowy naszej pani z matematyki.

- smutny Villa. Bo kiedy nawet już Król nie strzela biczfejsów, nie wycelowuje w stronę obiektywy dzióbka, to po prostu wiemy, że jest źle. Bardzo źle i bardzo smutno.

OCENA: Real z Pucharem Króla!!! Możecie od dziś spokojnie dodawać przydomek "Wielki", bądź też hiszpańskie "grande" mówiąc o Jose, wszak udało mu się dokonać rzeczy, o której chyba nawet legendy wśród najstarszych górali nie krążyły - pokonał Barcelonę Guardioli, obezwładnił Xaviego i zdobył pierwsze trofeum Królewskich od długich trzech lat . I co najważniejsze, ocalił od zapomnienia zapierający dech w piersiach obrazek Casillasa unoszącego puchar z białą koszulą na piersi. Czyż to nie jest po prostu piękne?

I chyba już ostatecznie wzruszenie więżę nam gardło, gdy widzimy uśmiechnięte Mesuciątko, wyglądające jak stare, poczciwe, małe Mesuciątko.

Zaraz, zaraz, czy my napisałyśmy Real z Pucharem Króla? No bo widzicie, z tym pucharem to nie do końca tek jest, gablota w muzeum chyba jednak będzie stać pusta i też nici z wzniesienia go na własnym stadionie przed własnymi kibicami. Królewskim z błyszczącego trofeum przyszło się cieszyć jedynie kilka godzin, a teraz pozostał im sam formalny tytuł - kiedy klubowym autokarem wykonywali tradycyjną zwycięską rundkę ulicami miasta skacząc, tańcząc, krzycząc i co tam jeszcze Hiszpanie zwykli w takich momentach robić, stała się tragedia i z rąk wyślizgnęła się zdobycz wczorajszego wieczoru, po której z impetem przejechały koła autokaru.

Nie, to nie są żarty, nawet my nie mamy tak kiepskiego poczucia humoru.

Tak, tak, dobrze widzicie, winowajcą był Sergio Ramos. Cóż, są takie momenty w życiu, w których zaczynamy wierzyć w karmę. To jeden z nich. (patrz: CIACHA NA NIE)

P.S. Wszystkie zaś rozgoryczone fanki Barcy, redaktorka Marina zaprasza na całodzienny maraton oglądania tego gifa:

Marina

Więcej o:
Copyright © Agora SA