Luis Suarez, czyli nie taki ten Liverpool biedny

Od wczoraj nic tylko rozdzieramy szaty nad zmianą koloru szat przez Fernando Torresa, zbyt zrozpaczone, by myśleć, ze najabrdziej lubimy go w wersji bez żdnych szat, albo że chciałybyśmy, żeby to on sobie te szaty rozdarł na naszych oczach; tymczasem po próbie ochłonięcia i odrobinie trzeźwej kalkulacji okazuje się, że nie taki znowu ten Liverpool biedny...

... a przyszłość jego nie tak czarna, ale całkiem różowa. Nad bezpośrednim następcą Torresa, pięlnym, niegrzecznym Andy Carrollem już się rozpływałyśmy, teraz czas na szampana, chleb i sól dla Luisa Suareza - naszej urugwajskiej miłości, Złotej Rączki Mundialu 2010, która do tej pory błyszczała w lidze holenderskiej, która to jdnakoważ liga jest jakby trochę pod korcem. Teraz zaś gwiazda Urugwajczyka ma szansę lśnić jeśli nie pełnym blaskiem to przynajmniej szerszej publiczności.

Luis Suarze przyjechał do Liverpoolu wczoraj i pozwolił nam rzucić okiem na swą walizkę od Louisa Vuittona...

AFP/GETTY IMAGES/PAUL ELLIS

...i nacieszyć oko swym szerokim uśmiechem , a nawet skrawkiem klaty . Stawiamy dolary przeciwko orzechom i muffinki przeciwko brokułom, że Luis będzie hitem Anfield Road. Czy choć trochę Was to pociesza?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.