A dokładniej - chodzi o to, że John Arne Riise i Martin Gamst Pedersen śpiewają o bananach. W supermarkecie. I to w zasadzie wszystko, ale czy to psychodeliczność języka norweskiego, czy jakiś duchowe powinowactwo Johna Arne Riise z Kimim Raikkonenem, czy szlachetna, elficka powierzchowność Martina Pedersena okraszona rubasznymi, gangsterskimi ruchami i dziwnej natury melodią... W tej reklamie jest coś przerażającego...
Ale przynajmniej udało się jej stłamsić nasz apetyt na słodycze... Co gorsza, banany nie wyczerpują owocowych zainteresowań Johna Arne Riise, ani kuriozalnego sposobu w jaki daje on tym zainteresowaniom wyraz. Bo na przykład tutaj jeszcze bardziej nie wiemy o co chodzi...
Eeeee... fajna plazma?