Jeszcze więcej opowieści o Luisie Figo w Warszawie

Czyli ciąg dalszy historiii o tym, jak ciachowy Portugalczyk uwodził nasze Czytelniczki. Albo one jego.      

Tym razem napisała do nas Z. wyraźnie zachwycona osobą Luisa.

Na miejsce przybyłam troszkę wcześniej. W tym momencie trwała konferencja prasowa, która była wyświetlana na telebimie. Sam widok Figo na dużym ekranie na Placu Konstytucji przysporzył mnie o palpitacje serca. Gy spotkanie się zakończyło, zaczęli wychodzić dziennikarze i osoby w niej uczestniczące. Wyszedł wreszcie także Luis. Spodziewałam się że wsiądzie w jeden z wielu samochodów postawionych przy wyjściu i odjedzie, ale ku mojemu zdziwieniu wraz z obstawą Figo przeszedł sobie przez bramę i spokojny krokiem na drugą stronę ulicy (poza terenem miasteczka Trophy Tour). Wreszcie po najdłuższym w moim życiu oczekiwaniu na zielone światło udało mi się dojść do miejsca gdzie się zatrzymali. Trwał monolog do kamery niesamowicie uśmiechniętego Luisa. Za jego plecami był widok na główny namiot miasteczka Trophy Tour. Korzystając z okazji że oprócz mnie był tam tylko jeden fan poprosiłam o upragniony autograf na koszulce reprezentacji Portugalii i na fladze Portugalii (jestem wielbicielką tego kraju, ich drużyny narodowej jak i samego Figo). Następnie spokojnym krokiem Luis udał się do hotelu, który był przy Placu Konstytucji.

Gdy Luis wraz z Peterem wynieśli Puchar na świeże powietrze zmarznięci piłkarze tylko energicznie pocierali i chuchali w dłonie. W tym czasie Mateusz Borek mówił m.in. o tym że Luis studiuje ekonomie i jest baaardzo zajętym człowiekiem. Pozdrawiam Pana, który wziął na barana dziewczynkę, która zasłaniała mi prawie cały widok machając do głównych bohaterów tego dnia. Ten fakt rekompensuje jednak widok Luisa rozczulonego dziewczynką, której uroczo odmachał i puścił oczko :)

embed
embed

Po prezentacji z Pucharem Europy piłkarze przenieśli się do głównego namiotu z pamiątkami. Pech chciał że gdy akurat ochroniarze wpuścili kolejną grupe ludzi, a w niej również mnie, Luis powoli się zbierał - skończyły się karty do podpisywania. Obiecanki organizatorów, że piłkarze zostaną z nami co najmniej półtorej godziny prysnęły jak bańka mydlana. Stałam tam żałośnie przy stoliku gdzie Luis wcześniej dawał autografy, podczas gdy on rozmawiał jeszcze z jakimś mężczyzną. Gdy już miał odchodzić zauważył to co trzymałam w ręku... z uśmiechem sięgnął po moją od tamtego dnia świętą koszulkę reprezentacji Portugalii z jego nazwiskiem i numerem "7" by złożyć na niej podpis, tym razem po drugiej stronie. Ponieważ mógł mnie po prostu zignorować i odejść, bo czas jego pracy się skończył ten niesamowity gest zapadł mi najbardziej w pamięci.

embed

Marzyłam o tym przez parę ładnych lat, ten dzień pokazał że warto było czekać.

Co do ogólnego zachowania Luisa, inni sportowcy powinni brać z niego przykład. Pomimo sukcesów to nadal otwarty, skromny, sympatyczny, nie mający much w nosie człowiek.

Dziękujemy bardzo za wzruszającą relację i już nie możemy się doczekać, aż ktoś znowu przyjedzie do Polski....

Więcej o: