Juventus - Lech 3:3!!!

Trzy wykrzykniki są jak najbardziej uzasadnione, a i sześć nie byłoby za dużo - zresztą od wczoraj komunikujemy się wyłącznie dosyć ograniczonym katalogiem wykrzykników typu ''aaaaaa'', ''jeeeeeeeeeee'', ''maaaaaaaaamoooo'' i ''goooool'', obawiamy się więc nieco, że zdolność formułowania poprawnych gramatycznie zdań podrzędnie złożonych mogła się gdzieś w tym wszystkim zagubić. Wybaczcie.    

Ale przecież nie co dzień Lech remisuje z Juventusem, nie co dzień strzela mu trzy gole, nie co dzień polska drużyna zrywa się jak feniks z popiołów do szaleńczej szarży im. Somosierry, husarii i rycerzy spod Grunwaldu, nie co dzień, remis smakuje nieledwie jak zwycięstwo...

I nawet jeśli to nie był TEN Juventus - to na pewno był to TEN Lech, ten Lech, w którym kilka lat temu się zakochiwałyście (śmy?): spod znaku Smudy, Hitchcocka, dramatycznych zwrotów akcji, dreszczowców, horrorów i spodenek Wasilewskiego. Ostatni raz bawiłyśmy się tak dobrze, gdy Lech eliminował z pucharów Austrię Wiedeń dwa lata temu, ale nie oszukujmy się - wtedy, to była ''tylko'' Austria.

Z ręką na sercu Dziewczyny - która z Was spodziewała się, że w 14. minucie będzie 1:0 dla Lecha? A, że zaledwie kwadrans później będzie już 2:0?

A Wy, fanki Juventusu, czy wierzyłyście, że Juve się obudzi? Czy Was też - jak jedną z nas - wzruszenie ścisnęło za gardło na widok nieśmiertelnego języka Alexa del Piero (ja nie wiem, jak oni mogli nie wziąć tych koszulek?!)

Tylko, że jeżeli gol Alexa był przepiękny...

To dający Lechowi remis strzał Rudnevsa był przeprzeprzepiękny...

A i sam strzelec niczego sobie...

Lech PoznanLech Poznan REUTERS/ALESSANDRO GAROFALO

Chcemy więcej takich meczów. Chcemy koszulki Alessandro Del Piero. Chcemy przebrać się za Sławomira Peszkę. Albo Rudnevsa .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.