Los bywa jednak okrutny. Tym razem w roli maluczkiego poszkodowanego wystąpił biedny Bejbi. Święto jego kolegi z zespołu przypadło akurat podczas feralnego Grand Prix Niemiec. Tego samego, w którym Massa z polecenia zespołu musiał ustąpić pozycji Hiszpanowi. I przychodzisz tu sobie człowieku sfutrowany zniechęcony do garażu, masz ochotę cisnąć tą idiotyczną czerwoną czapą w kąt, skrzyknąć się na jakąś Finlandię z Kimim Raikkonenem, a tu masz. Wjeżdża ci pod nos wielki tort dla Alonso, musisz tam stać, uśmiechać się i klaskać jak ten chórzysta Rubika.
Jak dla nas Bejbi kradnie cały show. Co tam Raquel wijąca się wokół mikrofonu, a później samego Alonso. Niech go sobie gorzko gorzko od stóp do głów wycałuje. Nawet się nie spodziewałyśmy, że Felipe jest wstanie strzelać biczfejsami, przy których wspomniany Raikkonen w swojej regularnej mimice i aparycji wygląda jak Franciszek z Asyżu . No wiecie co.
Dodajmy jeszcze tylko, że świętowane dnia owego, a więc 29 lipca, były dwudziestymi dziewiątymi urodzinami w karierze Ferdka. Grubo po czasie i mimo wszystko - Feliz Cumpleanos!
ruby blue