Sportowy Alfabet Gerarda Pique: od A do Z

Choć niestety w dzisiejszym hitowym pojedynku na śmierć i życie, nie zobaczymy go na murawie - pauzuje z powodu kartek - nie oznacza to jednak, że na najbliższe 24 godziny mamy o nim zapomnieć, Wręcz przeciwnie, dzień bez Gerarda Pique i zawartości jego koszulki to dzień stracony. Zatem jeśli nie chcecie stracić tego pięknego kwietniowego wtorku, proponujemy zacząć od literki A.  

A ntena satelitarna to taki mały symbol jego niepowodzenia na manchesterskiej ziemi. Ileż nieprzespanych nocy, ile napsutej krwi, ile straconych włosów ona mu przysporzyła. Dziś na szczęście jest tylko główną bohaterką zabawnej pique'owskiej anegdoty opowiadanej przez niego na wszystkich chrzcinach, weselach, przerwach w meczu, czy ciachowych imieninach. Pozwólcie zatem, że nie odbierzemy mu tej przyjemności i dzisiaj też oddamy głos: "Spędzałem wiele czasu w domu. Brakowało mi rodziny. Wydawałem wszystko, co zarobiłem na anteny satelitarne, gdyż moja co tydzień była kradziona. Dopiero za czwartym razem policja odkryła, że antena była kradziona przez te same osoby, które instalowały ją pierwszy raz ."...Koniec....ekhm... Tak, teraz powinnyście zacząć się śmiać.

B ojan Krkić. Tylko nie obraź się, Thierry , ale Bojanek i Gerard są...jak Ciacha i ciacha...jak Flip i Flap.....jak JT&FL, czyli, rozwijając naszą myśl: tworzą przecudną, nierozerwalną całość. Jest Pique biegnący przed kamerami w samej bieliźnie? Zaraz za nim pojawia się rozanielony Krkić w podobnym stroju. Pierwszy robi komuś niepoprawny kawał, drugi stoi obok i zwija się ze śmiechu. Jeden zdobędzie bramkę, drugi od razu biegnie cieszyć się w jego ramionach. Mamy tylko nadzieję, że lubicie panowie trójkąty. Jak coś, piszemy się.

C ieszynki. Gdyby tylko nie nasza wrażliwość na męską urodę (patrz K), zapewne po usłyszeniu "Gerard Pique" automatycznie pojawiałby się w naszej głowie obraz Hiszpana w momencie celebracji gola. W ten doskonale znany wszystkim sposób . W ten wyrażający najczystszą radość sposób, w ten, jakże oryginalny, choć i budzący wiele kontrowersji sposób. W ten jedyny w swoim rodzaju sposób. W ten tylko sobie (i jego barcelońskim kolegom) znany sposób. Sposób.

Chodzą słuchy, iż w piłkarskim środowisku zaczął funkcjonować zwrot "na Pique" odnośnie....cieszynek oczywiście.

D ziewczyna, a właściwie "Pierwszą Dziewczyną Pique Ever" (PDPE), bo tak oficjalnie zwana jest tajemnicza szczęściara przez swojego chłopaka oraz media na całym świecie. To małe, blondwłose dziewczę o niebieskich oczach odkąd tylko się pojawiło, wywołało wiele zamieszania i zmian w życiu Gerardzika - "Po raz pierwszy w życiu mam dziewczynę. To dzięki niej twardo stąpam po ziemi " - zwierzył się pewnego razu, wywołując mdłości u niejednej fanki, jakby podobne zdjęcia nie były ku temu wystarczające. Jak na nasz gust zdecydowanie zbyt słodka, a zatem i zbyt właściwa dla naszego boskiego GP. Powinna być brzydka, pryszczata mieć ogroooomne odrosty i krzywe nogi. Dodałybyśmy jeszcze coś o rozdwojonych końcówkach, ale przecież takie nie jesteśmy, no wiecie, chorobliwie zazdrosne i zawistne.

E lektryzujące spojrzenie. Z udziałem tych wieeeelkich, lazurowych oczy, przed utonięciem w którym nie miałybyśmy znowu nic przeciwko.

F abregas Cesc. Na tym oto przystojniaku pan Pique wypróbowywał swego czasu swe dziennikarskie umiejętności, efekt poniżej:

...ta wszechobecna słodycz, te rozkoszne minki i ukradkowe uśmiechy, te nieustanne pochlebstwa w nieprzyzwoitej wręcz ilości, ta monotematyczność pytań...Nasza szkoła, Pique.

G uardiola. Bo GP to naprawdę uroczy chłopak i nie omieszka na każdym kroku, w każdym wywiadzie, na każdej konferencji prasowej podkreślać jak wielką rolę odegrał Pep w jego życiu, jak wiele mu zawdzięcza, że "piłkarsko dał mu wszystko", choć zapewne nigdy nie znajdzie sposobu by mu za to podziękować. W końcu to Guardiola odbił go z Manchesteru United, wyciągnął z piłkarskiej zapaści, zapewnił wielki come back do Barcy - grę w podstawowym składzie i 6 tytułów na dzień dobry. Też chcemy takiego wybawiciela!

H obby. Obok oczywistej w hierarchii piłki nożnej i mody (patrz T), na liście pasji Pique znajduje się również oglądanie filmów (najlepiej, oczywiście, tych akcji) oraz gra w ''pitch&putt'', popularnie nazywanego też minigolfem. Wspominałyśmy już, że dosłownie za kilka minutek ma zostać dostarczony do naszej redakcji ogrooooomny plazmowy telewizor i mini pole golfowe? Chętnie byśmy je z kimś wypróbowały...

I mprezy. Och, miał do nich tak samo dużą słabość, jak my do niego, a sława "Pierwszego imprezowicza Barcelony" ciągnęła się zań, gdziekolwiek się nie pojawił. Dziś jednak twierdzi, że liczne noce spędzone na tańcach, spożywaniu wysokoprocentowych napojów i innych "zabawach" w naszej różowej redakcji, to jedynie "mroczna przeszłość" i bynajmniej nie mają nic wspólnego z teraźniejszością oraz obecnym Gerardem "Aniołkiem" Pique. I choć, przyparty do muru, przyznaje się do grzeszków młodości ("Owszem, lubiłem się bawić. Mając 17-18 lat każdy chce spędzać czas na imprezach ."), to następnie dodaje, że teraz, jako w pełni dojrzały, odpowiedzialny mężczyzna, już tego nie robi, nocami nie wymyka się z domu i w ogóle rzadko z niego wychodzi. Świadomość, że forma na murawie zależy od trybu życia, nakazuje mu się pilnować i być grzecznym ciasteczkiem. Okej, okej, grzecznych chłopców też trochę lubimy.

J ego książka. Jeżeli jest wśród was taka, której nie zdziwiło wydanie autobiografii przez zaledwie 23-letniego piłkarza, niech podniesie rękę do góry i podskoczy trzy razy. Dla wszystkich pozostałych, spokojnie siedzących na krzesłach, mamy kilka niezbędnych informacji: to nie jest biografia. To historia spełnionego marzenia małego chłopca. To efekt motywacji Pique pt. "Albo opiszę to wszystko teraz w książce, albo nie zrobię tego nigdy." A zyski ze sprzedaży mają zasilić konta fundacji "Talita" i UNICEFU. Dlatego 8 kwietnia biegnijcie do księgarni i zabierzcie z półki "Viatge d'anada i tornada" autorstwa Gerarda Pique.

K lata. Jakbyście chciały powtórzyć nasz wyczyn i wytapetować sobie pokój pół-nagimi fotkami Pique, nie ma problemu, potrzebnego materiału starczy wam na cały dom, z garażem włącznie, Bo pan Pique posiada wszystkie cechy, by kandydować na ambasadora Ciach, a może raczej tą jedną najważniejszą - uwielbia pokazywać swój idealnie wyrzeźbiony tors, nałogowo chwali się nim przy byle okazji. Rzekłybyśmy, że zawsze i wszędzie...

...czy to mowa o profesjonalnych sesjach zdjęciowych...

...czy murawie, przed tysiącami kibiców...

...czy pełnej naturalności w domowych warunkach...

Ten facet to definicja ciachowości.

L ukrowane serce. Najsłodsze i najlepsze na świecie. Serduszko, którego zwykł używać jak najczęściej, swoją dobrocią i współczuciem wzruszając Ciacha do łez. Sprzedaż jego książki ma wspomóc UNICEF (patrz J), przed dwoma tygodniami występem w spocie reklamowym wspierał akcję walki z rakiem , wcześniej wziął udział w sesji do ósmego wydania kalendarza solidarności Talita, z którego zyski mają zostać przeznaczone na pomoc dzieciom z zespołem Downa. I jak tu go nie kochać?

M odeling. Ach, jak to miło, kiedy piłkarz w swoich pasjach i poczynaniach potrafi zadowolić zarówno Ciacha, jak i siebie samego. Gerard w roli modela z wielką chęcią realizuje się przy byle okazji, okładki magazynów, kampanie reklamowe, kalendarze - nie odpuści żadnego z tych punktów (choć tą panią to akurat mółby sobie odpuścić), czego skutkiem Ciacha regularnie, zaledwie co kilka dni dostają swoją porcję seksapilu Pique. I wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Hmm....A może Armani już powinien pomyśleć o zmienie twarzy swojej marki?

N azwisko. Są takie przypadki w życiu, kiedy nawet słowa "ironia losu" wydają się być niedopowiedzeniem roku. Jedną z takich sytuacji z pewnością jest ta, gdy ktoś, kto pochodzi z rodziny, w której od pokoleń kibicuje się "Dumie Katalonii", praktycznie rzecz biorąc rodzi się na Camp Nou, czyje śpioszki były zapewne czerwono-granatowe...jako drugie nazwisko otrzymuje "Bernabeu". Sam Pikuś jednak nic sobie z tego nie robi i tak na przykład, przed Gran Derbi buńczucznie oświadcza: "Bardziej boję się lwa niż Realu ", a po zdobytym mistrzostwie skanduje do mikrofonu: "Bote, bote, bote, madridista el que no bote " (Skaczcie, skaczcie, skaczcie, kto nie skacze, ten z Madrytu). Niegrzecznie.

O sobowość. Jeśli tylko nie ogłusza nikogo podczas snu, nie rozbiera się przy byle okazji, nie naśmiewa się z dziennikarzy podczas konferencji prasowej, czy też nie robi głupich kawałów kolegom z drużyny, jest...spokojnym, zrównoważonym i dojrzałym człowiekiem. Hahaha, a to dobre, czy to kolejny z pańskich żartów, panie Pique? Nie z nami takie numery.

P oczucie humoru, Bo jeśli jest coś, co charakteryzuje go w równym stopniu co klata i cieszynki, to z pewnością jest to właśnie ono. Pique ze swoim małym, uroczym asystentem w postaci Bojana zapewnie nieustanną rozrywkę i moc wrażeń swoim kolegom z szatni. Nie wszystkim i nie zawsze to się podoba, ale przecież Pique bez głupiutkich żarcików byłby jak ciacho bez lukru.

R odzina. "Duma Katalonii" wcale nie była jakimś szalonym wymysłem małoletniego GP, ale piękną tradycją starannie pielęgnowaną przez całą rodzinę, z naciskiem na seniora rodu Pique, dziadka Gerarda. Amador Bernabaeu zasiadał w zarządzie Barcy, gdzie pełnił funkcję wiceprezesa, prawej ręki Josepa Lluisa Nuneza i Joana Gasparta.

S łodkie ciacho. Czy jest coś słodszego od samego ciacha? Tak, ciacho biorące udział w reklamie ciasteczek. Ciacho z najbardziej uroczym z uroczych na świecie uśmiechów zachwalające ciasteczka i własnoustnie smakujące ich, apetycznie oblizujące się po wszystkim. Mmmmm....

Do kompletu tylko nas brakuje. Choć i tak zrobiłyśmy się głodne, i to nie bynajmniej na te czekoladowe smakołyki - 0;16 sekunda potrafi rozbudzić wyobraźnię.

T rendsetter. Ma swojego Real, musi mieć i Barcelona. Kto powie Ci, w jakich kolorach jest Ci do twarzy? Kogo zapytać o najświeższe modowe nowinki? Kto nas uświadomi, czy szaliczki są nadal "trendy"? Z kim najlepiej wybrać się na rajd po sklepach? Kto powie mi, czy ten różowy sweterek w romby, który kupiłeś na spotkanie z Ciachami, jest odpowiedn ?. Na wszystkie te pytania dręczące kadrę "Dumy Katalonii" odpowiedzią jest "Gerard Pique", wielbiciel wielogodzinnych zakupów, obszernej garderoby, niebanalnych strojów, z łatką "znawcy mody" przypiętą nie od dzisiaj.

U nited. Manchester United. Tego etapu w swoim życiu Pique, delikatnie mówiąc, nie wspomina najlepiej, a najchętniej w ogóle by o nim zapomniał. Był to 2004 rok, a niesforny 17-letni piłkarz trafił pod opiekę sir Alexa. Miał tam dojrzeć, rozwinąć skrzydła i przekształcić się już w pełnoetatowe ciacho i gwiazdę futbolu. Minęły jednak cztery lata, a z tych planów zrealizowany został tylko ten o byciu ciachem, resztę uniemożliwiły mu rzadkie występy, problemy z językiem, czy też hierarchia zawodników w drużynie. Biedaczek zupełnie nie odnalazł się w Premier League, czuł się samotny, tęsknił za rodziną i hiszpańskim słońcem, zaczął źle się odżywiać. Kochany, trzeba było tylko dać znać, a SuperCiacha przybyłyby ci na ratunek. Na szczęście wyręczył nas w tym Pep Guardiola. (patrz G)

W zrost. Wyjątkowo niebarceloński, wyjątkowo niehiszpański. Na tle swoich kolegów z ich 175 cm z piłką na głowie, sto dziewięćdziesiąt trzy centymetry Pique brzmią naprawdę imponująco. I zapewniają same plusy, jak zgrabne, długie nogi, czy doskonała obrona w grze w powietrzu. No i to jego pierwszego dostrzegą Ciacha, kiedy pewnego pięknego dnia cała Barca pojawi się w naszym progu, by złożyć nam wizytę.

Z apalony DJ. Futbol, dziennikarstwo, modeling, zmysłowe jedzenie ciasteczek, to nie wszystko - Pique to prawdziwy człowiek renesansu i podejmowania nowych wyzwań się nie boi. Jakich wyzwań? Ano, na przykład takich, jak wcielenie się w profesjonalnego DJ-a. Tak było w zeszłym sezonie, w drodze powrotnej Katalończyków z Getafe - Gerard wziął sobie za punkt honoru, by umilić podróż kolegom i nie czekając wiele podłączył swojego iPoda do systemu głośników w samolocie i uraczył wszystkich starannie wybranym przez siebie repertuarem. Zadowolenie słuchaczy było być może dyskusyjne, ale przecież liczą się chęci, prawda? I atrakcyjność pana ''zza deków''.

Marina

Chrup Ciacha też na Facebooku - zostań fanką!

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.