Te akurat plecy są jak najbardziej fizyczne i bardzo - przepraszamy za częstochowski rym - apetyczne. Należą do bramkarza Sportingu Braga Eduardo Carvahlo, nam jednak posłużą nie jako ilustracja do opowieści o zwycięstwie wyżej wymienionego Sportingu w lidze portugalskiej, ale właśnie jako metafora ciężkiego losu Londyńczyków z Arsenalu, którzy w niedzielę polegli w Bitwie o Anglię z Czerwonymi Diabłami.
Żeby było jasne: są w naszej redakcji zatwardziałe zwolenniczki (ups, wydało się) Manchesteru United, są nawet takie (staramy się je leczyć, ale nie pomaga), którym Wayne Rooney się podoba, chociaż ich oficjalne stanowisko brzmi: "nie jest wcale taki brzydki"; siłą rzeczy więc jakaś częśc naszej redakcji szalała wczoraj z radości oglądając świetne zwycięstwo Diabłów nad Kanonierami.
Nawet jednak ta radosna połowa nie mogła nie zapłakać nad dolą biednych ciach z Arsenalu, nad smutkiem i boleścią ich wiernych fanek, a naszych kochanych Czytelniczek. Było już tak dobrze, wydawało się, że to będzie TEN rok - a teraz znowu wszystko (prawie) po staremu. Prawie, bo pierwsza jest Chelsea (niewierny, ale wciąż kochany przez nas John Terry dał jej zwycięską bramkę w meczu z Burnley ) z zaległym meczem do rozegrania, drugi właśnie Manchester i dopiero na trzecim miejscu, o cztery punkty niżej - Arsenal. Ale wciąż ich kochacie, prawda?
A co do innych spotkań - skoro to minipodsumowanie, to załatwimy to szybko:
Barcelona wciąż zwycięska...
...podobnie jak Bayern.
Real wygrał na stadionie Deportivo pierwszy raz od 1991 roku:
Liverpool nie przestaje walczyć o miejsce w czołowej czwórce Premiership:
We Włoszech najwięcej pochwał należy się Romie, która jest już w ścisłej czołówce. Milan i Juventus dalej zawodzą.