Czymś trzeba się pocieszać, to pewne. Bo na pewno nie grą Hiszpana, który we względnie kiepskim stylu przegrał finał z Nikołajem.
Rosjanin z kolei przeżywa minirozkwit kariery i to wcale nie u jej zarania ani nie po środku, ale raczej w okresie schyłkowym. Nie wiemy, gdzie tkwi tajemnica jego obecnych sukcesów, ale na pewno nie tam, gdzie u Samsona.
Jako absolutnie nierelewantną i absurdalną puentę tego tekstu przyjmijcie klatę Lleytona Hewitta. On już czeka w Australii...