Wczoraj, jak grom z jasnego nieba gruchnęła na nas wieść, że Torresik, będzie na żywo na Facebooku (na którym możecie dołączyć do naszych znajomych ) opowiadał o nowym modelu superekstrawypasionych butów i przy okazji odpowiadał na pytania użytkowników.
Zaalarmowane, podekscytowane, uskrzydlone zaczęłyśmy w myślach roztaczać wizje najsłodszego z Hiszpanów opowiadającego nam o tym, jak to jest być najsłodszym z Hiszpanów, dzielącego się refleksjami na temat swoich piegów, zdradzającego, co mała Nora znajdzie pod choinką...
Oczywiście miałyśmy ostrą konkurencję - na stronie czatu pojawiło się jakieś sześćset pytań do Nando, my jednak nie traciłyśmy nadziei, że to właśnie któreś z naszych zostanie wybrane....
Niestety - proza życia po raz kolejny przygniotła nas swoim szaroburym ciężarem. Okazało się, że pytań wcale nie wybierał Nando, tylko pan prowadzący. Oczywiście wybrał - nazwijcie nas stronniczymi, ale tak właśnie było - najbardziej ostrożne, banalne i przewidywalne. Nic o piegach, ani o ciachach...
Jedynym pocieszeniem było dla nas obserwowanie uroczej mimiki Torresa, jego słodziutko spuszczonych oczek i delikatnego uśmiechu godnego speszonej, przedwojennej gimnazjalistki.
Jeżeli uważacie, że przemawia przez nas gorycz, żółć i rozczarowanie, możecie obejrzeć cały wywiad i same ocenić, czy był ciekawy i czy nasze pytania nie uczyniłyby go ciekawszym...
No dobra, ale pomijając już kwestie naszych osobistych urazów: nie uważacie, że Torres wygląda cudownie, a jego angielski jest naprawdę dobry? I jeszcze ten ujmujący akcent...