Szalony Cristiano i inne przypadki piłkarskiego weekendu

    Harmonia Wszechświata powraca na właściwe tory. Znowu jest głośno o boskim Portugalczyku, znowu jest on Bohaterem i Demonem zarazem, w siedem minut fundując nam cały kalejdoskop najskrajniejszych emocji, a co najważniejsze - znów pokazuje nam swoją klatę, która jest jeszcze lepsza niż kiedykolwiek.      

Na wstępie uspokajamy antyfanki i osoby neutralne wobec Cristiano (może znalazłyby się ze dwie takie w całym kosmosie): o innych też napiszemy. Napiszemy o Złotym Messim i jego golach, o biednym Franku i jego przestrzelonym karnym, o coraz piękniejszym (albo mniej strasznym) Rooney'u i jego strzeleckiej passie, oraz o Yoannie Gourcuffie i jego pięknym ciele. Ale po kolei.

No właśnie, Ronaldo Ronaldem, ale przecież pierwszego gola strzelił Sergio Ramos, a my nie pozwolimy naszemu oryginalnie ubranemu obrońcy ulec zapomnieniu, choćby nie wiadomo jak drogich kolegów nasprowadzał mu Florentino Perez.

Jeśli zaś chodzi o pudłowanie karnych, to historia z takim właśnie motywem przewodnim o wiele smutniej niż dla Ronaldo skończyła się dla naszego ukochanego (tak, tak, pora porzucić ten bojaźliwy obiektywizm - kochamy Lampsy'ego i już) Franka Lamparda.

Dwa gole strzelił natomiast Adebayor - jednego dla City, drugiego dla Chelsea. To się nazywa wszechstronność.

Chelsea przegrała z Szejkami 1:2 i zaledwie para oczek dzieli Czerwone Diabły od odebrania Niebieskim palmy pierwszeństwa w Premiership. A skoro już się rzekło ''Czerwone Diabły'', pora powiedzieć Wayne Rooney. I Tomek Kuszczak:

Martwi nas tylko zwiększająca się gwałtownie liczba pacjentów szpitala przy Old Trafford. Nie chodzi tylko o to, że United może sobie nie poradzić w nadchodzącej kolejce Ligi Mistrzów, ale także o to, skąd oni wezmą tyle personelu do opieki nad chorymi ciachami? Jakby coś, to my możemy polecić odpowiednie kandydatki....

Aha, miało być o Messim. No tak, bez Złotego Chłopaka nie może się obyć, zwłaszcza, że Złota Piłka dodała mu skrzydeł i w meczu z Deportivo La Coruna strzelił dwie bramki:

A teraz pora na zmianę klimatu i rzut oka na piękną Francję. Rzadko tam zaglądamy, to fakt, z pełną świadomością, iż to fatalnym błąd, śpieszymy więc dzisiaj, aby nadrobić zaległości. Pretekstem do tego jest niezwykle emocjonujący, pełen napięcia i nieoczekiwanych zwrotów akcji mecz pomiędzy OSC Lille a Olympikiem Lyon, jaki rozegrał się wczoraj. Pretekstem do pretekstu, czyli zajęcia się meczem, jest oczywiście nasz drogi, kochany Ludwiczek odziany w barwy Lille: No dobra, a tak naprawdę to wszystko było tylko pretekstem, abyśmy bez wyrzutów sumienia mogły zaprezentować jedno takie zdjęcie. Tak, możecie mówić, że jesteśmy nudne, przewidywalne i monotematyczne, ale naprawdę nic nie poradzimy na to, że z ligi francuskiej najbardziej interesuje nas ten piękny pan: AP/BOB EDME

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.