Zaczęło się dziesięć lat temu, kiedy to David, pędząc autostradą swoim Ferrari, został zatrzymany za bardzo znaczne przekroczenie prędkości. Sąd (sędzina?) uległ jednak wówczas urokowi Becksa i dał wiarę tłumaczeniom, że David wcale nie chciał jechać tak szybko - został do tego zmuszony przez złych, ścigających go paparazzich.
Niestety, w zeszłym roku policjanci nie byli już tak naiwni wyrozumiali i za bliżej nieznany, choć podobno zabroniony manewr wypisali mu mandat w wysokości 160 dolarów. Od tego czasu wiele jednak wody upłynęło w Wiśle/Tamizie/Los Angeles River i Becks, zapomniawszy o tamtych incydentach i smaku kary, po raz kolejny przyłapany został na łamaniu przepisów. Tym razem sprawa jest jednak poważniejsza - Beckham został sfotografowany bowiem, gdy pisał sms-a, prowadząc równocześnie samochód. W Kalifornii natomiast od trzech lat obowiązuje, wprowadzony przez gubernatora-Terminatora zakaz używania telefonów podczas jazdy. Becks może być jednak spokojny - szczęściem w nieszczęściu, tym razem przyłapany został nie przez policjantów, ale dziennikarzy - istnieje więc nadzieja, że uda mu się uniknąć mandatu.
Swoją drogą, pamiętając jak kończy się chwila nieuwagi za kierownicą, zaczynamy trochę obawiać się o Davida - taki ma ładny samochód , nie chciałybyśmy by podzielił los ronaldowego Ferrari (nie wspominając już o tym, że nie odżałowałybyśmy nawet jednego włosa z głowy i brody Becksa. Ani z jego dyni).
bint