Ach ci wyspiarze - czyli ciachowe podsumowania i najlepsze fotki z piłkarskiego weekendu

Każdego, kto stwierdzi, iż liga angielska nie jest najlepsza na świecie wyzywamy na ubitą ziemię, tudzież pojedynek w klatce. Tak wiemy, Barcelona jest kosmiczna, a Real galaktyczny, ale nikt o zdrowych zmysłach i elementarnym poczuciu estetyki nie zaprzeczy, że właśnie na Wyspach działo się w ten weekend najwięcej, najładniej i najbardziej emocjonująco.  

Wydarzeniem numer 1 były oczywiście derby ... no właśnie, Manchesteru czy Londynu ? Zdania są podzielone, my jednak stawiamy na Manchester - derby stolicy zawsze budzą emocje, ale niedzielny pojedynek City z United nie bez powodu został nazwany najlepszym od 40 lat.

Mark Hughes i Sir Alex Ferguson zgodnie zdecydowali się postawić na sprawdzony hitchcockowski scenariusz: zaczynamy od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rośnie . W roli trzęsienia ziemi wystąpił Wayne Rooney - zdobywając bramkę w 2. minucie, w roli ''napięcie rośnie'' - Gareth Barry, Darren Fletcher, a przede wszystkim Craig Bellamy i Michael Owen .

Cóż to była za szalona końcówka, pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że obyło się bez reanimacyjnych karetek i zawałów serca, choć trener Mark Hughes wyglądał na bardzo wzburzonego i ledwo ścisnął rękę Sir Alexa.

Emocji nie zabrakło też w Londynie , chociaż tam, pojedynek był zdecydowanie bardzie jednostronny. Chelsea we wspaniałym stylu pokonała Tottenham 3:0 , a bramki strzelali Ashley Cole, Michael Ballack i niezawodny Didier Drogba . Drogba, którego piękny, romantyczny gest po zdobyciu gola, do głębi poruszył nasze wrażliwe serca:

Czyżby Premiership miała być w tym sezonie niebieska?Mogłybyśmy się pokusić o takie stwierdzenie, gdyby nie to, iż chłopcy z Liverpoolu bardzo chcą zabarwić ją na czerwono, są bardzo, bardzo głodni sukcesu, i mają w składzie fenomenalnego Fernando T ., który oprócz pisania książek zajmuje się też zawodowo strzelaniem fantastycznych goli:

Dorzućmy do tego wspaniałe zwycięstwo Arsenalu z Wigan 4:0 , a otrzymamy chwalebny obraz supremacji Premier League nad pozostałymi ligami Europy. Żeby jednak nie było, iż blask wyspiarzy całkowicie nas oślepia, nie możemy nie dostrzec wspomnianej już kosmiczności Barcy i galaktyczności Realu.

Znęcanie się Barcelony nad słabszymi ma już długą, tradycję, a jedną z ulubionych jeje ofiar jest właśnie Atletico . I tym razem więc nie obyło się bez pogromu, a jeżeli lubujecie się w scenach gwałtu, przemocy i niesamowitych sztuczek piłkarskich zapraszamy tutaj. Na destrukcyjne zapędy Katalończyków zdecydował się w końcu odpowiedzieć Real , krzycząc buńczucznie: hola, hola, my też potrafimy obracać w pył szeregi beniaminków i wygrywając z Xerez 5:0 . Było to jedno z dziwniejszych 5:0, bo do 75. minuty było wciąż frustrujące 1:0, ale widocznie Królewscy też znają prawidła kreowania napięcia i za strzelanie wzięli się w samej końcówce meczu. Przy okazji mogłyśmy się przekonać, iż Ruud van Nistelrooy, owszem, żyje i ma się dobrze (aczkolwiek odniósł kontuzję w tym meczu), a Guti bardzo ładnie się cieszy:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.