A utobiografia. Jak na porządnego i szanującego się dwudziestoparolatka przystało i Wayne już zdążył napisać i wydać swoją obszerną autobiografię, o błyskotliwym tytule "Wayne Rooney: My Story So Far". Chyba jednak zamieścił w niej zbyt mało pikantnych szczegółów - książkę można obecnie kupić w cenie promocyjnej, co chyba nie tyczy się bestsellerów.
B rat. Kolejna rzecz dla której tak obsesyjnie kochamy świat sportu - bracia sportowców - mniej popularni, bardziej dostępni, podobni do starszego rodzeństwa, albo jak w tym szczęśliwym wypadku, nawet trochę przystojniejsi. John Rooney może i ma zaledwie 18 lat, może i gra obecnie w rezerwach drugoligowego zespołu, może i zarabia 150 funtów tygodniowo, może i nawet dostrzegamy w jego młodej twarzyczce małe podobieństwa do brata, to i tak spoglądamy na niego łaskawym okiem. Chłopak ma jeszcze czas, może się wyrobi.
C oleen McLoughlin. Typowy, wręcz książkowy przykład, sprawdzonego sposobu na zostanie WAG - "na liceum". Poznali się w ostatniej klasie szkoły średniej, (nie, nie wiemy czy Wayne zaprosił ją na bal maturalny) i od tego czasu są nierozłączni (ach, jakie to romantyczne). Na decyzję o tym, że chcą spędzić ze sobą resztą życia potrzeba im było aż sześciu lat i braku awansu reprezentacji Anglii na Euro 2008 - 12 lipca 2008 po miesiącach oczekiwań i milionach wydanych na uroczystość funtów wreszcie stanęli przed ołtarzem.
D ziałalność charytatywna. Owszem, nawet nasz angielski bad-boy skrywa gdzieś głęboko w sobie odrobinę dobra i współczucia dla innych - Wayne od kilku lat jest patronem Alder Hey, światowego ambasadora stowarzyszenia SOS Wioski Dziecięce. Współpracuje również z fundacją Claire House, która specjalizuje się w opiece nad dziećmi przebywającymi w hospicjum. Widzicie? Jak się chce to się da. Każdy piłkarz w tej dziedzinie powinien brać przykład z dobrotliwego Ogra.
E fektowne gole. Pisząc o Rooneyu i nie wspominając o jego gradzie bramek dla Manchesteru to jak pisać o Becksie i pominąć jego Golden Balls. My dużo na ten temat rozwodzić się nie będziemy- jakie te gole są każdy widział, widzi i będzie zapewne widzieć. Fenomenalne, zdobywane z szaloną precyzją i niezwykłą siłą...
F ryzura. A raczej w ostatnich latach jej zdecydowany brak, ze względu na Waynowe problemy z włosami. Jakie problemy? Oczywiście, jak doskonale widać, jest to nadmierne łysienie i to w tak młodym wieku, przez które Anglik stał się ofiarą niewybrednych żartów (jak podrzucanie grzebieni czy sprezentowanie peruk) kolegów z szatni. Strapiony tym wszystkich Wayne długo rozmyślał nad przeszczepem włosów, ostatecznie jednak przyznał Ciachom racje, że z burzą loków na miarę Puyola raczej niezbyt będzie mu do twarzy i pozostał wierny temu, czym obdarzyła go natura.
G rease. Jako Shrek, Wayne pod jedną z warstw swojej osobowości skrywa ogromne uwielbienie do musicali. Jego ulubionym jest oczywiście słynny "Grease" z Johnem Travoltą, o którym mówi: "Oglądałem ten film już kilkadziesiąt razy i nigdy mi się nie nudzi. Pewnie jeszcze niejednokrotnie sięgnę po "Grease". Travolta jest w nim kapitalny". Oh Roo, kto by przypuszczał, że tyle nas łączy.
H obby. Zdecydowanie nie są to książki - Wayne, jak z dumą opowiada wszem i wobec, w swoim 24-letnim życiu nie przeczytał zaledwie jednej. Na co więc poświęca swój wolny czas? Spaceruje z psem. Ot, co!
I ntercyza. Żeby nie odzierać ślubu z romantyzmu (jakby sprzedane tabloidom zdjęcia tego nie zrobiły), żeby w razie ewentualnego rozwodu Coleen miała się z czego utrzymać do końca życia, odurzeni czekającym ich małżeńskim szczęściem państwo Rooney zdecydowali się nie zawierać intercyzy. Wayne mamy nadzieję, że nie będziesz tego żałował.
J edzenie. To na tyle dobry i wyrozumiały facet, że w swoich upodobaniach celowo (bądź nie) dostosował się do umiejętności kulinarnych Ciach i najprawdopodobniej swojej ukochanej małżonki, przyznając się, że uwielbia spaghetti bolognese oraz, że mógłby jeść ciągle i nieprzerywanie. Choć z drugiej strony dużo ciach byśmy nie postawiły na to że Coleen umie przyrządzić choć to wytworne danie.
K siądz. Takie oto alternatywny zawód wybrałby dla siebie Roo w razie ewentualnego niepowodzenia w piłce nożnej. Bo nie lubił się uczyć, za to lubił religię i nie ma zielonego pojęcia co innego jeszcze mógłby w życiu robić. Ostre i oryginalne , ale nawet nam z wielce bogatą wyobraźnią trudno jest wyobrazić sobie go w sutannie. Co innego w stroju Adama, jak już przy tematyce religijnej jesteśmy.
L iverpool FC. Powiemy to szybko i (prawie) bezboleśnie - Wayne Rooney NIENAWIDZI Liverpoolu. Ale to przecież nie jego wina, że dorastał jako fan Evertonu, że grał przez dwa lata w jego szeregach, że jest brzydszy od Fernando Torresa oraz, że Ciacha nie poświęcają mu tyle swojej różowej uwagi, co graczom "The Reds". Szczerze? My na jego miejscu też byśmy go nienawidziły.
M uzyka. To jedno trzeba mu przyznać, ma świetny gust muzyczny - Rooney jest fanem rockowej, brytyjskiej grupy, Stereophonics. Wielkim i oddanych fanem, co zresztą udowadnia na każdym kroku. Jeden z jego tatuaży (ten na wewnętrznej części prawej ręki) to tytuł jednego z ich albumów, "Just Enough Education To Perform", a dzięki staraniom Coleen zespół wystąpił na ich weselu.
N ałogi. Anglik podczas swojej podróży poślubnej został przyłapany w hotelowym basenie z dzierżonym dumnie w dłoni papierosem, czego oczywiście dla przyszłych pokoleń nie omieszkali uwiecznić fotoreporterzy "The Sun". Nieprzejednany urok stolicy hazardu, Las Vegas? Sposób na odreagowanie stresującej ceremonii ślubnej? Niezdrowe uzależnienie? Nieważne, gdyby każdy piłkarz po dawce nikotyny miał grać tak jak Roo, osobiście wręczyłybyśmy im po paczce papierosów.
O buwie. Co jest niezbędnym gadżetem do aplikowania goli Arsenalowi, Liverpoolowi i Chelsea? Oczywiście buty T900 Laser II stworzone przez firmę Nike, poprzez specjalne konsultacje z Waynem Rooneyem oraz przeprowadzone setki testów na jego genialnych stopach. Anglik występuje w nich od prawie dwóch lat i jak widać owe buty zdecydowanie mu sprzyjają.
P upil. Uroczym lokatorem domu państwa Rooney jest ukochany pies Rooneya, dog francuski, o niestety nie znanym nam bliżej imieniu. Miejmy jednak nadzieję, że szybko posiadł dobre psie maniery, wszak został zakupiony za bagatela 1 250 funtów.
R odzina. Ta Rooneyów już wkrótce ma się powiększyć - Coleen w kwietniu tego roku wyznała (oczywiście zaufanej prasie), że spodziewa się dziecka. Pierwszy potomek, Wayne albo Wayne Junior przyjdzie na świat już w październiku. Oby urodę odziedziczył po mamie.
S kandale. Czym byłby popularny i bogaty piłkarz bez głośnych skandali ? Napastnik Manchesteru na szczęście nie musi się nad tym zastanawiać, bo pomimo, że dziś jest ustatkowanym i grzecznym mężem ma swoje za uszami. W 2004 roku Rooney miał wielokrotnie korzystać z usług prostytutek, płacąc za nie jedyne 45 funtów. Nie skreślajcie go jednak pospiesznie z listy swoich ulubieńców, gdyż za dawne błędy oficjalnie przeprosił, zgrabnie się tłumacząc, że był "młody i głupi". Cóż, trudno się nie zgodzić.
T abloidy, czyli najlepszy przyjaciel Coleen i Wayne'a Rooneyów. Ku naszemu wielkiemu oburzeniu i zgorszeniu, para sprzedała zdjęcia z uroczystości ślubnej brukowcom "The Sun" oraz "News of the World" za równiutkie sto tysięcy funtów. Bogu dzięki, że całą astronomiczną sumę piłkarz przekazał na cele charytatywne.
U miejętności wokalne. My osobiście sprawdzić talentu Roo w tym zakresie szansy nie miałyśmy, lecz są i tacy którzy na swoje nieszczęście ją mieli i to chyba mało powiedzieć, że nie wspominają jej najlepiej. Wayne uszczęśliwiony zdmuchnięciem 22 świeczek z urodzinowego tortu, postanowił zastąpić obecnego na scenie piosenkarza i zaszczycił wszystkich gości zgromadzonych w restauracji swoim wyjątkowo oryginalnym wykonaniem utworów: "Mustang Sally", "Hey Jude", czy też "I got you babe". Bisów podobno publiczność się nie domagała, ale cóż, nikt nie powiedział, że ogry muszą ładnie śpiewać...
W zór do naśladowania. Jego idole z dzieciństwa to oczywiście legenda futbolu, Diego Maradona i nieco mniej przez nas znany, ale równie przez Roo podziwiany, Duncan Ferguson, były napastnik Evertonu.
Z amek. Ok, może niekoniecznie jest to zamek, a raczej wytworna rezydencja, ale w naszym skromnym mniemaniu coś wartego 4,25 mln funtów powinno być zwane tym mianem. Rooney na dom dla swojej rodziny wybrał posiadłość mieszczącą się we wsi Prestbury w Cheshire. A wszystko to przez niewinny pub, znajdujący się w pobliżu, o nazwie "Amiral Rodney", którą Wayne nieuważnie przeczytał jako "Admiral Rooney" i uznał, że to niezawodny znak, iż przeznaczone mu jest zamieszkać w tej okolicy. Tak to jest, jak się nie czyta książek, panie Rooney.
Marina