C-Ron omal nie zginął, czyli jak wyglądało weekendowe kopanie towarzyskie

Faule, porażki, radości i smutki - jak wżyciu, tak i w miniony weekend na murawie rozgrywały się ludzkie dramaty. Na szczęście, bez ofiar śmiertelnych, choć było blisko.  

Real Madryt - Juventus Turyn 1:2

Nie da się ukryć, że faul na Żeliku był wstrętniejszy nawet niż zwykle wstrętne próby udawania faulu, jakie Cristiano uwielbia nam serwować.Mało brakowało, a Zdenek Grygera jednym kopniakiem zakończyłby wspaniale rozkwitająca karierę najdroższego Portugalczyka na świecie. Mimo jednak spazmów i histerii, przywodzące na myśl ofiary najwymyślniejszych tortur, negatywnych efektów ataku na opalone nogi Ronaldo nie zauważono. Ataki na fryzurę również zaliczymy do daremnych - nie tylko ze względu na stopień utrwalenia cristianowych włosów.

Aston Villa - Juvetus Turyn 0:0 (4:3 w karnych)

Choć ''Stara Dama'' bez większych problemów poradziła sobie z najeżonymi gwiazdami ''Galacticos'', to jednak we wczorajszym spotkaniu z Aston Villą (finał Pucharu Pokoju) już sobie nie poradziła. Zabrakło w sumie tylko trochę szczęścia w karnych, ale wynik jest wynikiem. Szkoda, że Buffon ten jeden raz więcej nie rzucił się w dobrą stronę.

FC Liverpool - Espanyol 0:3

Rafa Benitez jest podobno zawiedziony poziomem występu, jaki dali jego podopieczni. Żaden nie zachwycił - może dlatego, że grali jakby im się nie chciało. Do tego nie wystąpił nadal kontuzjowany i nadal seksowny Danny Agger, co oczywiście odebrało spektaklowi resztki uroku. Oby teraz było już tylko lepiej.

Arsenal - Glasgow Rangers 3:0 i Arsenal - Atletico Madryt 2:1

Co warto zapamiętać ze spotkań, to przede wszystkim dwa ładne gole Arszawina, który w Kanonierskich szeregach czuje się chyba już prawie zupełnie swobodnie, oraz jedne z pierwszych występów Jacka Wilshere'a, gracza liczącego sobie zawrotna liczbę 17 wiosen, który już jest typowany na przyszłą gwiazdę formatu Ronaldo czy Fabregasa. Wolimy nie zapeszać, ale miło popatrzeć na narodziny wielkiego talentu.

LA Galaxy - FC Barcelona 1:2

Choć amerykańska drużyna przegrała  z ''Duma Katalonii'', mecz ten był policzkiem wymierzonym wszystkim krytykantom Davida Beckhama. Gwiazdor, przez wielu fanów swojego aktualnego zespołu uważany za zdrajcę, zdobył niezwykłej urody bramkę po wykonanym  przez siebie i jakże dlań charakterystycznym rzucie wolnym. 

No i jeszcze te czułe gesty wobec Thierry'ego Henry - słodkie.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.