Pavel Nedved odwiesza buty na kołek

No nie! Pavel, ty też?   

Czy to nie najsmutniejszy rok w piłce nożnej od wieków? Czy tego przypadkiem jak na wrażliwe serca Ciach nie za dużo, czyż nie nadmiar jak na jedną końcówkę sezonu? Czy legendy futbolu się przypadkiem nie zmówiły, by zbiorowo wpędzić nas w depresję poprzez zakończenie swoich wspaniałych karier? To zresztą teraz i tak nie ma znaczenia, bo po raz kolejny jesteśmy pogrążone w wielkiej rozpaczy - świat futbolu, zaraz po Paolo Maldinim i Luisie Figo (chlip, chlip), stracił wczoraj na zawsze najbardziej utalentowanego ze znanych nam "Niedźwiedzi" i już nic nigdy nie będzie takie jak kiedyś.

Z tym zamiarem Czech nosi się zresztą od dawna, a konkretniej od dwóch lat, jednakże regularnie, co sezon, dawał się skusić kibicom i kolegom z drużyny (a kto by się nie skusił?) i przedłużał kontrakt o kolejny rok. Nic więc dziwnego, że i teraz we wszystkich, również i ciachowych, sercach tliła się nadzieja, że mimo kolejnych buńczucznych zapowiedzi emerytury, znowu skończy się tak jak zawsze - nową umową i nowym sezonem w barwach Bianconerich. Niestety, nie potrzebne było ani jedno, ani drugie, gdyż wczoraj na oficjalnej stronie Juventusu Pavel Nedved ogłosił, że niedzielny mecz z Lazio był ostatnim meczem w koszulce w biało-czarne pasy i po osiemnastu latach swojej wspaniałej kariery, w tym po wielu owocnych latach w "Starej Damie", pożegnał się ostatecznie z kibicami. - Po ośmiu sezonach z Juventusem nadszedł czas, by podziękować kibicom, kolegom z zespołu i klubowi za spędzone razem dni. Dziękuję za wsparcie, które zostało mi okazane, ponieważ dzięki grze w Turynie zdobyłem cztery tytuły oraz uhonorowano mnie Złotą Piłką - napisał, po raz kolejny doprowadzając do szlochów sentymentalne Ciacha. Jak zapowiedział, teraz planuje spędzać jak najwięcej czasu z rodziną, dopiero później rozpocznie myśleć o swojej przyszłości.  

Nam jednak i tak nadal trudno uwierzyć, że już nie będzie nam dane oglądać, ani jego blond czupryny powiewającej na wietrze, ani pleców odsłanianych w przypływie radości . I zawsze będziemy pamiętać (jak mogłybyśmy zapomnieć?) te piękne bramki i dryblingi, a także wzruszające męskie łzy po przegranym Euro 2004. A już na pewno nigdy nie zapomnimy jego fryzury, takiej, jak na czeskiego piłkarza przystało. Misiek, Ciacha już tęsknią!

Marina

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.