Choć od dłuższego czasu jego nazwiska używałyśmy głównie w zbitkach wyrazowych typu "stary jak Maldini", "najstarszy żyjący piłkarz - Maldini" lub "Maldini a emerytura", to jednak w żaden sposób nie umniejsza to naszego teraźniejszego cierpienia. W niedzielę bowiem Paolo taki, jakiego znałyśmy dotychczas i taki, jakiego pamiętamy od zarania dziejów, czyli Paolo w piłkarskim trykocie, ukazał się naszym zapuchniętym od płaczu oczom po raz ostatni (nie licząc spotkania z Firoentiną w przyszłym tygodniu, ale tam oficjalnych pożegnań już nie będzie).
Całe pożegnianie wyglądało tak
Paolo miał to nieszczęście, że ostatni mecz, jaki rozegrał w karierze, został przez Rossonerich przegrany. Wzbudziło to wielkie oburzenie fanów klubu. Jak donosi włoska prasa, 41-letni Maldini odchodził żegnany gwizdami bandy grupy kiboli. Nawet jeśli tak jednak było, my ich nie słyszałyśmy anie nie widziałyśmy - w naszych uszach dźwięczały ciężkie akordy marsza pogrzebowego, a przed oczami przebiegały czerwono-czarne kadry z chwalebnej historii niebieskookiego Włocha. Takie jak te:
W Mediolanie w legendarnej koszulce z numerem 3 nie zagra już nikt - chyba że to bedzie syn Paolo, Daniel (który już dziś doskonale radzi sobie ze znacznie większymi od niego przeciwnikami ) lub któyś z zawodników Interu. My natomiast dziś na widok tej cyfry wpadamy w szloch - były spazmy o trzeciej, były o 13 po włączeniu Trójki, będą o 23 i po wrzuceniu trzeciego biegu w naszej trzydrzwiowej furze.
Jak dobrze, że Maldiniego ze sportem zerwanie raz na zawsze zdarza się tylko raz w życiu. Nie przetrwałybyśmy tego po raz drugi. Ani trzeci!!!
olalla