Chłopak bez zęba na przedzie

Czyli Krzysztof Kotorowski po spotkaniu z Wisłą.  

Cóż, zatrzymać Mistrzów Polski łatwo być nawet nie powinno. Pokonać ich na ich terytorium - nie udało się nawet wielkiej Barcelonie. Nic zatem dziwnego, że dokonanie tej sztuki bramkarz Lecha okupić musiał ... kawałkiem swojego zęba.

Właściwie Lechici, zaprawieni w bojach z Włochami - subtelnie podszczypującymi swoich rywali, tudzież wkładającymi im palce do uszu - powinni być przygotowani na wiele, ale okazało się, obrońcy tytułu Mistrza Polski też wiele potrafią. Otóż, w 76 minucie, kiedy zwycięstwo Lech miał już niemal w kieszeni, ostatnią szansę dla Wisły, próbował wykorzystać Marek Zieńczuk. Próbował, bo akcja skończyła się kolizją z bramkarzem Poznaniaków. - Nie było to dla mnie zbyt wesołe, bo nawet straciłem kawałek zęba. Nie wiem, który z zawodników Wisły Kraków na mnie szarżował. Najpierw dostałem mocno piłką w klatkę piersiową. To jeszcze nie było najgorsze. Po ułamku sekundy jednak wiślak poprawił mi kolanem w szczękę. Dlatego cała sytuacja była dla mnie taka bolesna. Na chwilę zgasło mi nawet światło. Ocknąłem się po kilkudziesięciu sekundach. - skarżył się później Kotorowski.

Cena za zwycięstwo (1:0 dla Lecha) niby niezbyt wysoka, ale nie da się ukryć - bolesna. Jak bowiem uśmiechnąć się teraz do fotoreporterów czy, nie daj Bóg, do tłumów fanek, które - jak my - z radością witają come back bramkarza Poznaniaków? Nie bardzo, ale za to satysfakcja z rozegrania świetnego spotkania i powrót do podstawowego składu - bezcenne.

bint

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.