Środa w lidze Mistrzów: dominacja wyspiarzy i Bayernu (najwyraźniej) Lokomotiv

No i mamy za sobą pierwszą kolejkę rozgrywek grupowych LM. Po stosunkowo spokojnym wtorku, który raczej bramkami nie obrodził, nadeszła środa, która również nie zostanie odnotowana w kronikach jako dzień, w którym strzelcy postanowili bić rekordy pod względem liczby bramek. Wyjątkiem okazał się Bayern Monachium, który postanowił bezlitośnie upokorzyć swoich rywali. Jak, gdzie i w jakim stosunku? O tym przeczytacie poniżej.  

1. Sporting - Bayern 0:5.

Klub z Bawarii swoimi czynami wytłumaczył wczoraj lizbończykom, co to znaczy "wpaść pod pociąg" oraz co się wtedy czuje i, co gorsza dla drużyny z Portugalii, zrobił to na własnym boisku swoich ofiar, którym współczuć należy tym bardziej, że zachowywali się w meczu jak bezradne, zagubione dzieci. Nie można powiedzieć tego samego o Francku Ribery'm, który wbił przeciwnikom 2 gole, ani o Luce Tonim, zdobywcy tejże samej co Ribery liczby bramek. Luca może i wygląda jak chłopiec niespełna rozumu, ale tak naprawdę jest fantastycznym snajperem.

Swoje pięć groszy dołożył także Miroslav Klose, który ostatecznie pogrążył gospodarzy. Nas niesamowicie ujęła także pokora zawodników Bayernu, którzy mimo wielkiego tryumfu pod koniec spotkania padli na kolana - przed swoimi kibicami. 

2. Villareal - Panathinaikos 1:1

O tym meczu można by mówić wiele - że mimo występu "Duńczyków" w roli faworytów, "Grecy" długo utrzymywali prowadzenie, że zanosiło się na niespodziankę, tę z gatunku najbardziej lubianych, czyli tryumf kopciuszka, że Panathinaikos mimo remisu jest w całkiem korzystnej sytuacji, bo następny pojedynek rozegra u siebie - niemniej, dla nas to spotkanie to tylko blamaż debiutującego w Lidze Mistrzów polskiego rodzynka, Jakuba Wawrzyniaka, który faulem w polu karnym (co z tego, że chwilę wcześniej sam był faulowany - liczą się efekty) doprowadził do "jedenastki" dla gospodarzy,a tym samym do takiego, a nie innego wyniku. Reszta niech będzie milczeniem - ale oto jak wygląda polska piłka nożna w zestawieniu z tą wielką, światową.

3. Chelsea - Juventus 1:0

Opłaciło się wczoraj przemalować serca i twarze na błękitno. Innowacyjna technika na " Groźnego Guusa " jak na razie doskonale się sprawdziła, a przynajmniej przy pierwszym użyciu. Zwykle niezawodny Alex Del Piero tym razem nie zdołał znaleźć sposobu na ekipę ze Stamford Bridge. Metodę na rywali znalazł za to, i to dość szybko, bo już w 12. minucie, Didier Drogba, który dzięki świetnej asyście Kalou pokonał pięknie fioletowego wczoraj Gigi Buffona. Sytuacja może się jesczze odwrócić w następnym meczu, ale na razie kierunek pocieszania prowadzi w tę stronę:

4. Prawdopodobnie między innymi dlatego, by dowieść teorii o wyższości angielskich drużyn nad resztą świata, także Liverpool wygrał wczoraj. Jak wiecie, nie byle gdzie, bo na Santiago Bernabeu, jak wiecie, z nie byle kim, bo z Realem Madryt. Choć w spotkaniu nie wystąpił lider "The Reds", kryminalista Stevie G, a gola nie mógł też strzelić mający wkrótce zostać ojcem (jak donoszą Czytelniczki, podobno bliźniąt), to liverpoolczycy poradzili sobie tak czy siak - tym razem narzędziem w postaci Yossiego Benayouna. Nasze dusze i sumienia, przez wzgląd na olbrzymią sympatię dla "Królewskich", pozostają jednak rozdarte, czego powody najlepiej ilustruje ten obrazek. Jak mogłybyśmy sie zdecydować na jedną tylko z tych dwóch par seksownie wydetych usteczek?

Jak my kochamy Ligę Mistrzów.

olalla

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.