Trener też ciacho - Roy Keane

Czyli rzecz o wybitnym "Czerwonym Diable" i eks-szkoleniowcu z Premier League w jednym.  

Czy to my robimy się coraz starsze, czy to ci trenerzy stają się coraz młodsi? Jeszcze do niedawna punktem wyjścia do naszego zainteresowania fachem trenerskim było przekonanie, że mężczyzna jak wino - im starszy tym lepszy, ale ostatnio wydaje się nam, że w tej piwniczce pojawia się coraz więcej młodszych roczników. Cóż, młode wino też jest smakowite i szybko uderza do głowy, zwłaszcza gdy pamięta się je z czasów, kiedy hasało po boisku i dokonywało cudów zręczności. Dziś chcemy poczęstować Was znakomitym rocznikiem 1971. I choć Irlandia słynie raczej z ciemnego piwa niż wina, nasz dzisiejszy bohater zaspokoi najbardziej wyrafinowane gusta. Przed Wami doktor honoris causa uniwersytetu w Cork -  Roy Keane.

Jeszcze niedawno zachwycał (a czasami bulwersował ) nas występami w koszulce z czerwonym diabełkiem na piersi, a teraz martwimy się jego chwilowym bezrobociem - od 4 grudnia pozostaje bez pracy.

Ale po kolei. Jak już wspomniałyśmy mały Roy przyszedł na świat w 1971 roku, a konkretnie 10 sierpnia , w irlandzkim mieście Cork. Jako dziecko trenował boks (i jako piłkarz wielokrotnie odwoływał się później do swoich walecznych umiejętności, na boisku i poza nim) i biegi średniodystansowe. Jego pierwszym poważnym klubem było Nottingham Forrest, które w walce o niego zwyciężyło Tottenham i Brighton. Dlaczego? Bo jako jedyne odpowiedziało kiedyś na prośbę czternastoletniego Roya o pamiątki klubowe. Apelujemy zatem do władz klubów sportowych: nie lekceważcie próśb czternastolatków, bo możecie stracić przyszłego Keane'a czy Maradonę.

W 1993 roku przeszedł za rekordową wówczas sumę 3,75 mln funtów do Manchesteru United, by pozostać tam dwanaście lat i stać się jedną z legend tego klubu.  

Roy i Old Trafford to była miłość od pierwszego wejrzenia. W barwach Manchesteru wywalczył siedem mistrzostw Anglii, cztery Puchary i wygrał Ligę Mistrzów. Po odejściu Erica Cantony został kapitanem klubu, a Sir Ferguson zdradził, że chciałby widzieć w nim swojego następcę na stanowisku menedżera Diabłów.

Oczywiście nie lubiłybyśmy tak bardzo Roya Keane'a gdyby był "tylko" dobrym piłkarzem. On jednak - tak jak inni słynni przedstawiciele klubu z Manchesteru - ma nieujarzmiony charakter, który wielokrotnie dawał się we znaki rywalom, kibicom, a nawet trenerowi. Nigdy nie stronił od kieliszka, bywał porywczy, wdawał się w bójki z kibicami, a gdy postanowił kogoś sfaulować wypadało biedakowi tylko współczuć.

My, niestety, cierpimy na nieuleczalną słabość do złych chłopców i nie mogłyśmy się pogodzić z zakończeniem kariery przez Roya. Na szczęście szybkim powrotem na boisko w charakterze szkoleniowca osłodził nieco nasze żale. W 2006 roku objął prowadzenie Sunderland FC i awansował z nim do Premier League. Tutaj było już trochę trudniej i po 15 meczach, z bilansem zaledwie czterech zwycięstw, Keano podał się do dymisji. Chwilowo pozostaje bezrobotny, ale my wierzymy, że taki stan rzeczy nie może się długo utrzymywać. W końcu do stanu trenerskiego ma naturalne predyspozycje . Już zresztą słychać, że interesuje się nim Nottingham Forrest , to samo, które kiedyś przesłało pamiątki rozmarzonemu nastolatkowi. My zaś wciąż liczymy, iż pomimo konfliktu z częścią byłej drużyny i sir Alexem Keano pojawi się kiedyś za linią boczną boiska na Old Trafford. Ale to oczywiście dopiero po odejściu Fergusona na emeryturę, czyli za jakieś 50 lat.

Prywatnie Roy jest ojcem pięciorga dzieci (zdecydowanie kultywuje irlandzką tradycję), co po raz kolejny dowodzi, że życie WAG nie jest usłane różami (chyba że jest się żoną Wayne'a Rooney ). Jest też bohaterem musicalu o sobie samym " I, Keano ", doktorem honoris causa uniwersytetu w Cork i autorem autobiografii. Jednym słowem człowiek renesansu.

rybka

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.