William Gallas...Jasiem Fasolą?

Jak zdradził w swojej najnowszej książce jeden z byłych kolegów klubowych oraz szkolnych Williama Gallasa, zawodnik PSG, Jeremy Rothen, Francuz, obecna podpora Arsenalu, nigdy nie uchodził za szczególnie błyskotliwego. Ponieważ zawsze był troszeczkę wolniejszy, rówieśnicy nazywali go nawet Jasiem Fasolą (we francuskiej wersji: Pierre-Richard). Dlaczego?  

Jak twierdzi Rothen, zaznaczając przy tym, że ma nadzieję, iż Gallas nie będzie miał mu tego za złe, mały William zdecydowanie odstawał od innych dzieci. Zawsze trzymał się sam, na uboczu, miał problemy z nauką. Przyszła gwiazda futbolu za nic nie przyswajała podobno matematyki, do tego stopnia, że nauczycielka pozwalała Gallasowi pisać sprawdziany z książką w ręku. Nawet tak silne wsparcie jednak nie pomagało, a mały Wiluś zdobywał średnio 25% punktów w testach.

Rothen przywołał w swojej biografii także opowieść, w której Gallas kradnie innemu młodemu piłkarzowi sporo pieniędzy, a następnie, wskutek niezbyt wyrafinowanej prowokacji, przyznaje się do winy (żeby nie powiedzieć: daje się złapać jak dziecko). Istny Jaś Fasola, śmiechu co nie miara.

Sam Gallas odniósł się do wspomnień "kolegi" następująco: - Tak, nadano mi takie przezwisko, ale miałem wtedy 16-17 lat. Teraz jestem mężem i ojcem i jestem bardzo niezadowolony, że opowiada się te historie.

Pozostaje tylko zastanowić się, z jak niskich pobudek działał Rothen, który tak chętnie i zapewne dla rozgłosu oraz podwyższenia wyników sprzedaży książki opowiada równie kompromitujące i na pewno przykre dla głównego bohatera historie.

Bo to, że my plotki rozpowiadamy, zostanie nam wybaczone, prawda?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.