Ano dlatego, że Katalończycy do meczu nie przyłożyli się w ogóle - nie mieli ani potrzeby, ani motywacji, by grać mocniej niż tylko na pół gwizdka. Dodatkowo, to klubowi z Krakowa wyraźnie sprzyjało wczoraj szczęście - z niejasnych powodów rywale "Białej Gwiazdy" dwukrotnie nie strzelili do pustej bramki (dlaczego bramka w ogóle była pusta? Pytanie to należy kierować chyba do wyjątkowo kiepskiego golkipera, Mariusza Pawełka). Dlatego też Wiślakom udało się w ogóle gola strzelić, a także ten stan utrzymać. Nie zmienia to faktu, że są drużyną wyraźnie słabszą, a tracąc 4 bramki na Camp Nou i zdobywając tylko jedną u siebie, nie pokazuje się nic wielkiego, a z rozgrywek w Champions League i tak sie odpada.
Jednym słowem, Wiśle gratulujemy, ale przed nimi, podobnie jak przed innymi klubami polskimi, jeszcze długa droga do przebycia. Nie wystarczy wygrywać spotkań o pietruszkę. Nie należy do mocniejszych przeciwników podchodzić z bojaźliwą czcią i szaleć ze szczęścia, bo graliśmy "jak równy z równym", co podkreślał trener Wisły, Maciej Skorża . Musimy nareszcie pozbyć się kompleksów, uwierzyć w siebie i zacząć w każdym meczu grać tak, żeby to nas obawiali się rywal, a nie na odwrót. I żeby nasze tryumfy nie zależały od kaprysów fortuny.
Bądźmy pragmatykami o mentalności zwycięzców, a nie marzycielami o mentalności frajera. Wtedy przyjdą jeszcze większe, ważniejsze wygrane. W prawdziwym sporcie, odwrotnie niż na Ciachach, nie wystarczą piękne oczy.