Jermain Defoe ma pecha

Musimy to przyznać. W opisywanym przez nas dziś wypadku Jermain Defoe miał wyjątkowego pecha i gdyby nie to, że jesteśmy do Anglika co najmniej uprzedzone (oczywiście ze względu na liczne kochanki, zdrady i niedotrzymane obietnice), nawet byłybyśmy skłonne mu współczuć. Wyobraźcie sobie bowiem sytuację, kiedy to jako sławni i bogaci chcecie choć na chwilę usunąć się w cień i z dala od błysku fleszy pożyć życiem zwykłych ludzi.  Nie jest to oczywiście rzecz prosta i dużo to Was kosztuje. Każdy ruch trzymacie zatem w tajemnicy, odwiedzacie miejsca, gdzie nikt Was nie zna i wreszcie robicie, co dusza zapragnie. W ciszy, spokoju, bez żadnego rozgłosu. I kiedy już myślicie sobie, że wszystko idzie jak po maśle, jakiś idiota, w jednej chwili cały ten misterny plan niweczy.

Dokładnie to przytrafiło się angielskiemu napastnikowi Portsmouth, Jermainowi Defoe. Chłopak wybrał się na romantyczną kolację w towarzystwie pięknej dziewczyny i mógł mieć nadzieję, że tym razem nikt (czytaj: prasa) się o tym nie dowie. I tak by było, gdyby w chwili, kiedy para opuszczała parking, nieudolny kierowca nie spowodował drobnej stłuczki z inną, zrządzeniem losu, również znana na Wyspach personą. Przed lokalem zrobiło się zamieszanie, od razy pojawili się paparazzi, w mig zorientowali się, kto jest bohaterem całego zamieszania i ruszyli do akcji. Stąd zdjęcia wściekłego Defoe i próbującej nieskutecznie ukryć się gdzieś na tylnym siedzeniu dziewczyny.

Prawdziwy niefart, ale tak sobie myślimy, że dobrze mu tak. Zasłużył sobie i kropka.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.