Półfinałowe przepowiednie ciachowe: Hiszpania kontra Rosja

Wiecie, co to za uczucie, gdy z jednej strony jest się pełnym nadziei a z drugiej ma się takie złe przeczucie? Bo to mniej więcej to, co czujemy my na chwilę przed dzisiejszym, drugim meczem półfinałowym pomiędzy Hiszpanami a Rosjanami. Nasza miłość do piłkarzy z półwyspu Iberyjskiego ma niesłychanie długą historię, opartą na pierwszych obserwacjach niewinnej twarzyczki Torresa, rewelacyjnej budowy Ramosa i rozbrajającej maleńkości, a jednak wielkości Davida Villi. Dla nikogo więc nie powinno być zagadką, komu kibicujemy. Kto jednak ostatecznie wygra, to już inna sprawa. Bo naszym zdaniem będzie to...  

...jednak Hiszpania. Z czysto pragmatycznych względów i z tych niepragmatycznych też.

Bo na tych mistrzostwach przedstawiciele południowoeuropejskiej nacji radzą sobie wyśmienicie, najlepiej od wielu, wielu bardzo długich lat. Ostatni raz Hiszpania zawędrowała tak wysoko w 1988 roku, kiedy to dotarła nawet do finałów Euro (by następnie przegrać z Francuzami, ale to już inna bajka). Obecna ekipa prowadzona przez trenera Aragonesa nie zaliczyła żadnej porażki od listopada 2006 roku, to jest od dwudziestu meczów. Byłoby smutno i niesprawiedliwie, gdyby ta pierwsza przegrana przydarzyła sie właśnie teraz, w (aż i zaledwie) półfinałach ME.

Bo Hiszpanie z Rosjanami zawsze radzili sobie doskonale. Ostatni raz Związek Radziecki wygrał ze słoneczną drużyną w 1971 roku w Moskwie. Liczymy, że ta passa się przedłuży - w końcu nie jesteśmy w Moskwie.

Bo miliony rodaków Villi i Torresa masowo wykupują teraz ze sklepów laleczki voodoo , na plecach których wypisują nazwiska zabójczego Arszawina i bezwzględnego Pawliuczenki, a następnie wbijają w nie igły, dużo igieł, setki i tysiące bardzo ostrych igieł...

Bo rosyjski bohater AA ma już 27 lat, a w tym wieku kariery się nie rozpoczyna, lecz raczej kończy.

Bo Hiszpanie to wybrańcy bogów - jeśli w to wątpicie, spójrzcie na ich twarze i ciała albo obejrzyjcie ten filmik .

Bo gdyby nie to dręczące przeczucie, że coś jednak może się nie udać, gdyż Rosjanie rozgromili nawet Holendrów i nadal grają na pełnym gazie, to byłybyśmy stuprocentowo przekonane o wyższości najpiękniejszej drużyny.

Cóż, jeśli nawet nasi pupile przegrają (a jeśli tak, to stosunku 1:2), to powiemy, że i tak było nieźle. Zauważymy, że finał z Niemcami, którzy mają szczęście i eliminują piękne drużyny, mógłby nadwyrężyć delikatne hiszpańskie nerwy. Dojdziemy do wniosku, że wielbić ich i tak jest warto. Nadal jednak oddałybyśmy połowę zawartości naszej szafy z ubraniami (no, może 1/3), gdyby od tego zależała wygrana naszych faworytów.

Na szczęście nie zależy, a oni i tak wygrają. 3:1.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.