Euro dzień szósty: Niemcy pogrążeni przez Chorwatów, ale to i tak już sie nie liczy - fotki i podsumowania

Polska - Austria 1:1, ten wynik już wszyscy znamy i gorzko nad nim płaczemy. Chorwacja - Niemcy 2:1, też nie po ciachowej myśli i wbrew przewidywaniom. Chyba jednak nie jesteśmy naznaczonymi przez bogów prorokiniami.   

Cóż to był za dzień dla nieszczęsnego polskiego narodu. Najpierw ze zgrozą patrzyliśmy, jak Niemcy, którzy mieli pokonać Chorwację i tym samym pomóc nam w awansie, ulegają podopiecznym Slavena Bilicia 1:2. Potem zaczął się z nadzieją wyczekiwany mecz ekipy Leo, ale przez pierwsze pół godziny byliśmy świadkami bardzo marnego występu Polaków. Gol w 30. minucie na nowo natchnął nas nadzieją (i refleksją, że by grać dobrze, Polacy muszą przyjąć w swoje zastępy zdecydowanie większą liczbę Brazylijczyków), ale nie na długo - prawie cała druga połowa to desperackie próby naszych piłkarzy, by zachować obowiązujący wówczas stan rzeczy. No i wreszcie trrgiczny finał, który wszyscy znamy. I jak tu jednak nie wierzyć w tą polską martyrologię.

Oprócz emocji związanych z czysto sportowymi wydarzeniami na boisku, naszą uwagę przykuła także - a jednak byłyśmy w stanie myśleć o czymś innym! - niezwykły spadek wagi Boruca. Artur wyraźnie schudł, rysy mu wysubtelniały, pupa tez znacznie mniejsza. Wydaje się, że pacierzyństwo już zaczęło mu służyć, choć my kochałyśmy się w Borucu nawet z jego zbędnymi kilogramami.

Rogerowi natomiast należą się głębokie ukłony - nie tylko zaliczył pierwszą dla Polski bramkę, ale w ogóle, obok fenomenalnego Artura Boruca, który jest klasą samą w sobie, okazał się najlepszym piłkarzem na boisku. Mamy nadzieję, że Guerreiro będzie jeszcze miał kiedyś okazję przysłużyć się naszej kadrze.

Pierwszy mecz , przyznajemy bez bicia, interesował nas troszkę mniej. Chorwaci pewnie pokonali niemiecką maszynę i obnażyli wszelkie jej słabości. Wprawdzie nieznanego imienia Podolski, jak zwykle, nie zawiódł i w 79. minucie pewnie wpakował piłkę do siatki, ale wczoraj chorwacki zespół był po prostu lepszy. Gole zaliczyli Srna i Olić, a przerażający Bastian Schweinsteiger (nie wiemy, co wywołuje większy niepokój - jego nazwisko czy jego fryzura) zarobił za to czerwona kartkę. Polacy w zasadzie nie maja już szans (oprócz stricte matematycznych), więc dziś z czystym sumieniem możemy cieszyć się ze zwycięstwa Kranjcara i spółki. W końcu są śliczni .

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.