Dlaczego David Nalbandian płacze?

Rozumiemy, że gra w tenisa to kumulacja naprawdę niesamowitego ładunku emocjonalnego, szczególnie jeśli decydujący, finałowy set (i cały czterogodzinny mecz) trwa w nieskończoność, a wreszcie wygrywa się go w stosunku 9-7. Zdajemy sobie sprawę, że przepchnięcie swojej drużyny, gospodarzy Davis Cup, do półfinałów turnieju może zostać okupione olbrzymim wysiłkiem, potem i krwią. Łez nadal jednak u prawdziwych facetów zaakceptować nie potrafimy.  

Tak, to bezwzględność z naszej strony, ale nie bez kozery na pierwszym miejscu zawsze stawiamy stereotypowy wizerunek faceta-twardziela, stuprocentowego samca, któremu obce są wszelkie słabości. Z drugiej strony, gratulujemy Nalbandianowi wytrzymałości i wspaniałej postawy przez całe spotkanie z Robinem Soderlingiem, Szwedem, o którego obnażonej klatce piersiowej pisałyśmy niedawno. Należy także przyznać, że płacz z radości i wyczerpania to i tak lepiej, niż mazgajenie się z powodu przegranej. Tego na szczęście nie musiałyśmy oglądać.

Więcej o:
Copyright © Agora SA