Bardzo cieszymy się z wygranej "The Reds", którym w przypadku przegranej groziły poważne problemy. Sentyment do tego zespołu pozostał nam jeszcze z czasów świetności Jerzego Dudka, ale nie jest on oczywiście jedynym powodem naszej słabości do tej drużyny. Pomijając już kapitalne ciacho, którym jest Steven Gerrad , to mamy tu do czynienia z kupą fantastycznych piłkarzy. Fernando Torres, którego Ciacha ochrzciły młodym bogiem, wczoraj wprawdzie nie wystąpił, ale przecież w Liverpoolu grywa. I to z jakim wdziękiem i polotem - nie mozna go nie kochać. Był za to Andrij Voronin , który mimo ewidentnego braku talentu do wybierania fryzur, jest przecież niezłym przystojniakiem oraz, rzecz jasna, utalentowanym graczem. W zespole mamy też do czynienia z ciekawym przypadkiem w osobie Petera Croucha . Temu zawodnikowi najwyraźniej pomyliły sie dyscypliny, bo ze swoimi dwoma metrami (i jednym centymetrem) wzrostu wygląda na boisku co najmniej nietuzinkowo. Nie zmienia to jednak faktu, że piłkarz, nazywany nieco złośliwie "Crouchinho", zdobył wczoraj aż dwa gole. Być może jesteśmy już blisko historycznej chwili. Crouch obiecał, że w przypadku awansu Liverpoolu do finału Ligi Mistrzów i jednoczesnym zdobyciu przez niego gola, powtórzy znów swój firmowy, słynny już taniec.
Może lepiej by było, gdyby Liverpool jednak nie awansował.