3. Kręci nas także gorrrąca hiszpańska atmosfera - nad boiskiem strzelały iskry. I to wcale nie wykrzesane przez podopiecznych Bernda Schustera, których wczoraj ograłaby nawet reprezentacja Oddziału Anemików.
4. Kolejnym powodem naszego uwielbienia był festiwal bramek. A Renato trudni się chyba hipnotyzerstwem, bo w środkowi obrońcy przweciwników niespecjalnie przeszkadzali mu w działaniu. Do dziś tam pewnie stoją biedaczyska bezradnie rozkładając ręce.
fot. AP/Daniel Ochoa de Olza
5. Skopać królewski tyłek Realu na ich własnym boisku to jest coś.
6. Sevillistas dogrywali każdą akcję do ostaniej piłki. Jak wiadomo prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna...
7. No i oczywiście nie zapominajmy o Kanoute. Mniam!
fot. AP/Daniel Ochoa de Olza
8. oraz Jesusie Navasie (choć swego czasu pobił Mauro Cantoro):
9. Kibice Sevilii byli na trybunach w mniejszości (około 1000 sztuk), a my mamy tendencję do wspierania słabszych.
10. Bo nawet boski Guti o urodzie budyniu z wisienką był po stronie Sevilli i spędził pierwszą połowę na ławce. A w drugiej już nawet trzech takich jak on nie dałoby rady.
11. Nie zapominajmy też o Andresie Palopie, który powstrzymał torpedę wysłaną przez Raula w drugiej połowie (oraz dlatego, że generalnie mamy słabość do bramkarzy).
12. Bo czerwone stroje są fajniejsze niż białe.
Oraz obiecany jeden powód sympatii dla Realu: to oczywiście Jerzy Dudek. I jeśli jeszcze raz ktoś powie, że jest "zimny, jak pingwin" , sam się prosi o kłopoty. Tak, zgadza się, ptaszek. Ale DUDEK, nie PINGWIN! Capisci?!?