W wypowiedziach Cini podkreśla, że to dla niej zaszczyt, że wiele zawdzięcza Pierluigiemu Collinie , którego wpływy i pozycja w europejskim światku piłkarksim i sędziowskim bardzo pomogły jej w promocji i awansie.
Nas jednak irytuje to, że w tekstach na jej temat w kółko pojawia się wątek dorównywania mężczyznom - wyniki testów fizycznych ma "jak mężczyzna", sędziuje "jak mężczyzna", jest odporna psychicznie "jak mężczyzna" więc - pewnie jako kuriozum, czy maskotka - może wreszcie posędziować "poważną męską piłkę".
Taki tok myślenia może prowadzić do dwojakiego wniosku - albo Cini jest po prostu świetnym arbitrem i dlatego naturalną koleją rzeczy sędziuje coraz bardziej prestiżowe mecze, zarabiając coraz większe pieniądze, albo - druga możliwość - dostała szansę, bo jest kobietą, gdyby sędziowała tak, jak sedziuje, a była mężczyzną - nie udałoby się jej dojść do takiego poziomu. My wierzymy - być może nawinie - że Włoszka jest po protu świetną sędzią, a porównania jej do facetów olewamy. - Powiedzieć, że jestem szczęśliwa, to nic nie powiedzieć - mówi cini i trudno jej się dziwić. Wydaje nam się jednak, że płeć nie ma tu nic do rzeczy - albo jesteś dobry w tym co robisz, albo jesteś słaby. Albo nadajesz się do Ligi Mistrzów, albo nie.
Nie wiedzieć czemu przypomniał nam się cytat z Charlotte Whitton, pierwszej kobiety-burmistrza Ottawy: Czymkolwiek kobiety się zajmują, muszą robić to dwa razy lepiej, niż mężczyźni, by zostać uzananymi za w połowie tak dobre jak oni. Na szczęście - nie jest to takie trudne.