Na nic nasze zwycięstwa z Iranem, Polska nie jedzie do Florencji

Umiesz liczyć, licz na siebie.

Cóż, w ten weekend na siebie akurat mogliśmy liczyć i to co mieliśmy zrobić, zrobiliśmy. Utarliśmy nosa Irańczykom, straciliśmy tylko jednego seta, przerwaliśmy passę trzech porażek z rzędu.

embed

Radość trwać mogła jednak tylko jeden dzień, w niedziele zamieniła się w niepokój i oczekiwanie na to, co zrobią Włosi. A zrobić musieli tak, by Brazylia nie wygrała za trzy punkty i sprzątnęła nam bilet do Florencji sprzed nosa. Na naszą niekorzyść przemawiał fakt, że Zaytsev i spółka awans mieli pewny i jasne, grali przed własną publicznością, z Brazylią zawsze fajnie wygrać, ale motywacja jednak nie mogła być na maksymalnym poziomie.

Canarihos, tymczasem, spięli się, zagrali co mili zagrać, oddali przeciwnikowi tylko jednego seta, co oznacza, że na turniej finałowy do Florencji pojadą oni. I co panowie? Trzeba było nas słuchać, kiedy mówiłyśmy o przesłaniu babki drożdżowej.

A nie skupiać się na swoim jedzeniu.

No i figa z makiem. Oczywiście, nie będziemy tutaj obwiniać Włochów za brak awansu, zasłużyliśmy na niego swoimi porażkami, ale trochę jesteśmy teraz obrażone. Czekamy na przeprosiny.

embed

Za mało.

I tak oto z grupy A do turnieju finałowego we Florencji awansowali Włosi, Iran i Brazylia. Zagrają tam z Rosją, USA i ekipą spoza "elity", która o swoje miejsce musi jeszcze powalczyć w dodatkowym mini-turnieju w Sydney gdzie poza gospodarzami zagrają zwycięzcy pozostałych grup: Belgia, Francja oraz Holandia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.