Kto powiedział, że zawały podczas spotkań piłki ręcznej gwarantuje tylko polska reprezentacja? Vive Targi Kielce i Orlen Wisła Płock zaprzeczyli temu twierdzeniu, rozgrywając horror horrorów i dramat dramatów w finale Pucharu Polski.
W tym sezonie ekipy te zmierzyły się już po raz piąty - wcześniej dwukrotnie w Superlidze i dwukrotnie w Lidze Mistrzów. Wszystkie te spotkania na swoją korzyść rozstrzygnęli zawodnicy z Kielc i poza jednym z nich, pozostałe rozgrywały się pod wyraźne dyktando mistrzów Polski.
I to osobiście mnie uśpiło, dlatego teraz publicznie kajam się i biję w pierś, bo szczerze przyznam, że myślałam, iż finał Pucharu Polski również Vive zwycięży bez większych problemów. Płocczanie postanowili mi jednak zagrać na nosie i udowodnić, że się nie znam, gdyż stworzyli widowisko godne mistrzów. Wiecie, mówi się, że niektórzy tylko jedzą i śpią. Ja dopisuję jeszcze jedną obowiązkową czynność - oglądanie tego spotkania.
Oko za oko, ząb za ząb, cios za cios, bramka za bramkę. Dobra, chyba starczy tego uzmysławiania przebiegu meczu. W ostatnich sekundach, kiedy kibice wyglądali już mniej więcej tak:
sprawy w swoje ręce wziął Michał Jurecki, a moje drogie, kiedy Dzidziuś bierze sprawy, albo bardziej piłkę w swoje ręce, spodziewać należy się bramki.
[fot. Tomasz Fąfara/ vivetargi .pl]
No już nie bądźmy tacy skromni ;)
Koniec końców Vive zwyciężyło 33:32, drużyny zgotowały kibicom piekło, a ja apeluję do władz piłki ręcznej o nieogranizowanie meczów z podwyższonym ryzykiem o 20:30, bo zamiast spać czułam się jakbym popiła środki halucynogenne trzema RedBullami i mocną kawą. Przed obiema drużynami kłaniam się w pas i wielkie chapeau bas.
A na deser: cieszynka w wykonaniu kielczan. Jeśli chcecie zobaczyć jak Krzyś Lijewski wpada w szał, klikajcie koniecznie tutaj>>